Shiwasu (grudzień) 2015
Kiedy przeczytałem ogłoszenie o koncercie świątecznym, od razu
pomyślałem o KAITO. Podobno było dużo rzeczy do zorganizowania i pilnie
poszukiwano chętnych. Czym prędzej więc skierowałem się do naszego
wspólnego pokoju.
- Odbędzie się koncert świąteczny. - Powiedziałem bez zbędnych wstępów, bo nie wiedziałem zbytnio, jak mógłbym zacząć rozmowę.
- Słucham? - Odwrócił się do mnie i odłożył swoje skrzypce. Chyba moje słowa wywarły na nim wrażenie.
- Koncert świąteczny. Wisi kartka z ogłoszeniem. Można się zgłaszać do
organizowania. Pomyślałem, że... No wiesz, wspominałeś, że lubisz
pomagać.
- Bo lubię. Dziękuję za informację. Zaraz pójdę zerknąć - Uśmiechnął się do mnie. Postarałem się odwzajemnić ten uśmiech.
Kiedy upewniłem się, że nie zamierza już nic dodać, wróciłem na swoje łóżko. Naprawdę miałem nadzieję, że powie coś więcej.
KAITO był bardzo miły i pomocny, ale wydawało mi się, że nie wykazywał
większych chęci do nawiązywania dalszych znajomości. Ja z kolei traciłem
przy nim resztki odwagi i nie potrafiłem nawet pierwszy się przywitać. Z
drugiej strony przez cały czas chciałem żeby to on się do mnie odezwał.
Błagałem o to w myślach. Sam nie chciałem mu się narzucać. Miałem
nadzieję, że w końcu w jakiś magiczny sposób domyśli się, że też chętnie
bym go poznał, ale nie umiem wykonać tego pierwszego kroku.
Kaito schował skrzypce do lekko zużytego futerału i niespiesznym krokiem
skierował się do drzwi. Pewnie po informacje, których nie dostał ode
mnie - przebiegło mi przez myśl.
Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, schowałem twarz w poduszkę. Chciałem
zapytać, czy nie mogę iść z nim, ale po prostu nie potrafiłem.
Odwróciłem się na plecy i ze splecionymi na brzuchu dłońmi zacząłem
wpatrywać w sufit. Ciekawe czy zawsze będzie między nami taka ściana. Na
pewno nie zamierzałem robić tego pierwszego kroku.
Mimo to, potwornie ciekawiło mnie, co robił wtedy, kiedy ja
zastanawiałem się nad sensem istnienia i tajemnicą funkcjonowania
wszechświata. Ciekawiło mnie, co ja zrobiłbym, żeby pomóc w organizacji.
Pewnie nic.
Gapiłem się w przestrzeń jakąś godzinę, może dłużej. Po tym czasie usłyszałem jak Kaito wszedł do pokoju.
Nawet nie drgnąłem, próbując wywnioskować w jakim jest nastroju.
Usłyszałem głośne westchnienie. Niedługo potem KAITO niemal rzucił się na swoje łóżko.
Przez chwilę wahałem się, czy zapytać z miejsca w którym byłem, czy
raczej zejść na dół i porozmawiać patrząc mu w oczy. Chociaż może raczej
nie patrząc na niego, tylko siedząc obok.
Ostatecznie, choć z ociąganiem wybrałem drugą opcję. W końcu jeśli
chciałem, żeby KAITO kiedyś mnie polubił, nie mogłem cały czas udawać,
że mi nie zależało. Zwłaszcza, że zależało mi strasznie.
Najwolniej jak się dało, zwlokłem się z mojego posłania i usadowiłem obok KAITO.
- Co się stało? - Zapytałem, uważnie analizując wzory na moich rękawiczkach.
Wiedziałem, że to z kontaktem wzrokowym nie wypali.
Niebieskowłosy milczał przez jakiś czas, jakby dobierał odpowiednie
słowa. Już myślałem, że trudziłem się na darmo i nic mi nie powie, więc
chciałem wrócić do siebie. Wtedy właśnie wziął jeden głębszy wdech i
zaczął mówić:
- Byłem w sekretariacie, zapisałem się gdzie trzeba, ale jest problem z
organizacją. Możliwe, że po prostu mamy wykazać się samodzielnością, ale
nawet nie miałem kogo się o to zapytać. Poszedłem nawet do takiej
jednej dziewczyny, która również się zapisała, ale dała mi jasny znak, że nie jest chętna do współpracy,
więc zdecydowałem, że najlepiej, jakbym nie robił nic, bo z tego co
wynika z jej słów, jeszcze coś zepsuję.
- Chyba jednak powinieneś coś zrobić. Jestem pewien, że cokolwiek to będzie, świetnie sobie z tym poradzisz.
- Dzięki, ale chyba jednak wolę nie mieszać się w ten cały koncert.
A już myślałem, że to ja szybko tracę zapał. Spojrzałem wprost na Kaito.
- No weź, spróbuj chociaż. Pomogę ci. - Gdyby tylko Kaito wiedział, jak ciężko przyszło mi wymówienie dwóch ostatnich słów...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz