Shiwasu (grudzień) 2015 r.
Samolot doleciał dzień przed pierwszym otwieraniem szkoły, więc jako, że musiałem przybyć tu całkiem sam i nie miałem żadnej rodziny w okolicach Tokio, postanowiłem samodzielnie znaleźć jakiś motel. Było tego w pobliżu całe mnóstwo, więc obyło się bez problemów. Niedrogi pokój okazał się być ciasną klitką, ale mnie to nie przeszkadzało - grunt, że gdzie miałem gdzie spędzić noc.
Na rano zabrałem swoją walizkę i czym prędzej pognałem pod budynek Akademii. Był jasny, widocznie wybudowany niedawno, może w zeszłym roku. Było dość chłodno, więc siedząc w cienkiej kurtce jesiennej nie wytrzymałem zbyt długo. Poza tym przerastała mnie własna ciekawość. Wdrapywałem się na ławki przed wejściem, by zerknąć przez nieskazitelnie czyste okna do nowocześnie urządzonych sal lekcyjnych. Im dłużej przeglądałem się przedmiotom ustawionym tam, tym bardziej zaciekawiony się stawałem. Zawsze marzyłem o dostaniu się do prestiżowej szkoły, rozpoczęciu kariery muzycznej... Kochałem robić to, co robię, więc pragnąłem połączyć jakoś naukę na wysokim poziomie z hobby. Jak widać udało mi się to lepiej, niż bym się spodziewał. Nawet, jeśli jest mi dane uczyć się zaledwie rok. Mam zamiar dać z siebie absolutnie wszystko.
Zeskoczyłem z ostatniej ławki, na którą mogłem wleźć by zajrzeć do klasy, obróciłem się... i dostrzegłem uśmiechającą się do mnie kobietę. Ramiona miała skrzyżowane na piersi, pewnie zastanawiała się, co robię. Poczułem rumieniec wstępujący na moje policzki.
- Dzień dobry - rzekłem szybko.
- Dzień dobry - odparła, nie spuszczając ze mnie wzroku. Czułem się tak, jakby przeszywała mnie nim na wylot - Jestem pani Hikiru, będę uczyć japońskiego. Nowy uczeń?
- T-tak... miło poznać - powiedziałem, siląc się na uśmiech. Wciąż czułem się głupio z powodu mojej wpadki.
- Drzwi są otwarte.
Spojrzałem na przeszklone wejście główne. Nawet ich nie sprawdziłem, zakładając, że jeszcze są zamknięte. Rzeczywiście pani Hikiru musiała wyjść właśnie stamtąd, bo inaczej nie miałaby na sobie tylko luźnej bluzki, spódnicy i cienkiego swetra za kolana. Zrobiło mi się tym bardziej głupio.
- Przecież rejestracja jest dopiero za około dwie godziny...
- Właśnie, rejestracja - zaśmiała się i otworzyła drzwi - Zapraszam.
Pospiesznie chwyciłem za rączkę walizki i czym prędzej zaciągnąłem ją do środka.
- Możesz poczekać na ławeczce na holu - oznajmiła, wskazując w kierunku hali, która była niemal wielkości mojej sali gimnastycznej w poprzedniej szkole. Ze zdumienia aż otworzyłem szerzej oczy. - Niebawem powinniśmy wstawić pufy, ale póki co musimy zadowolić się tym, co jest.
Miałem ochotę chwycić się za głowę z wrażenia. Dopiero niedawno mama dostała awans w pracy, który nadawał możliwości dostania się do lepszej szkoły, niż pierwsze lepsze publiczne liceum. Nagle zaczęło się nam powodzić lepiej. Kaiko bardzo chciała lecieć ze mną, ale póki co nie dostała pozwolenia od dyrekcji - odrzucono jej demo. Jest prawdopodobnie tak samo zawzięta jak ja, więc zdecydowała że będzie próbować dalej... Poza tym jest młodsza, więc mama niezbyt chętnie przystała na propozycję choćby spróbowania. Ja już teraz wiedziałem, że pojawienie się tutaj nie było błędem. Zapowiadało się wyśmienicie.
- Yuri! Mamy pierwszego ucznia - oświadczyła pani Hikiru, wchodząc do jednego z pomieszczeń. Nad otwartymi drzwiami widniał napis "sekretariat". Zatrzymałem się w drzwiach. Za recepcją siedział niewyspany mężczyzna z kubkiem kawy obok własnego łokcia. Powiedziałem ciche "dzień dobry" i czekałem na dalszy przebieg wydarzeń. Zaraz zza drzwi po lewej wyłonił się mężczyzna, którego skądś kojarzyłem...
- Witam, witam! Jestem pan Majitsu, dyrektor Akademii Vocaloidu.
"Ach, to stąd go kojarzę" - pomyślałem speszony, przypominając sobie galerię zdjęć na stronie szkoły, ale uśmiechnąłem się przyjaźnie.
- Panią wicedyrektor pewnie już poznałeś...
"A pani Hikiru to... no świetnie, ośmieszyłem się przed nią już na dzień dobry" - przeszło mi przez myśl.
- Wyglądasz na pomocnego i silnego chłopaka, pomożesz nam nieco w przygotowaniach. W nagrodę za tak wczesne przyjechanie dostaniesz wydruk planu wszystkich pomieszczeń.
Myślałem, że z wrażenia otworzę usta.
- Pokój dopiero dostaniesz o dziewiątej, bo nadal nie mamy poopisywanych wszystkich kluczy - wyjaśniła pani Hikiru. W tym czasie dyrektor poszedł po coś do swojego gabinetu. Wrócił z pokaźnym kartonem.
- Idź do woźnego, ma swój kantorek piętro niżej. Jest podpisany, więc powinieneś trafić bez problemu. On ci powie, co dalej. Jak wrócisz, plan szkoły powinien się już wydrukować.
Skinąłem głową, przyjąłem karton, który okazał się być cięższy niż sądziłem, a następnie wyszedłem z sekretariatu. Znalezienie schodów zajęło mi dłuższą chwilę, ale ostatecznie dotarłem do celu. Wyglądało na to, że piwnica nadal nie była całkiem wysprzątana po remoncie. Wszędzie walały się jakieś pędzle, śmierdziało farbą, a podłoga była brudna od kurzu. Wyglądało na to, że wiercili dziury w ścianach, by przymocować do nich ozdobne drewno. Mimo panującego chaosu, wszystko wyglądało na wyszukane. Musieli wynająć naprawdę dobrego projektanta wnętrz.
- Witaj, chłopcze - oznajmił całkiem młodo wyglądający mężczyzna, który pojawił się obok mnie nawet nie wiem kiedy. Początkowo trochę się zdziwiłem z powodu jego obecności, a dopiero po chwili zrozumiałem, że musi to być woźny. Widząc jego doskonale zbudowane mięśnie i całkiem przystojną twarz, oblałem się rumieńcem. Spodziewałem się raczej jakiegoś staruszka.
- Dzień dobry - przywitałem się grzecznie. Jego wzrok spoczął na kartonie. Uchylił wieko.
- O, Yuri załatwił mi w końcu te półki - Stwierdził zadowolony, po czym odebrał ode mnie karton - Dziękuję.
- Miałem w czymś pomóc.
- Och - wyrwało mu się - Pewnie chciał żebyś się czymś zajął i się nie nudził.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, więc po prostu czekałem. Odłożył karton z deskami obok wejścia do kantorka i zamyślił się. W końcu wykonał energiczny ruch ręką i wręczył mi miotłę.
- Możesz pozamiatać.
Nie musiał dwa razy powtarzać. Natychmiast zabrałem się do pracy, rozumiejąc, że ma na myśli piwnicę.
Na podobnych zajęciach zleciało mi kilka dobrych godzin. Na końcu byłem brudny od wszechobecnego kurzu i zmęczony ciągłym skakaniu po drabinach oraz machaniem zmiotką gdzie popadnie. Nawet zapomniałem o obiecanym planie budynku, więc kiedy wdrapałem się do góry, by odebrać swój plecak, w którym miałem wodę, zdziwił mnie trochę widok uśmiechniętego pana Majitsu, ściskającego w dłoni kartkę papieru. Wyciągnął ją ku mnie, więc niepewnie przyjąłem podarek. Dopiero po chwili przypomniałem sobie o obiecywanej nagrodzie.
- Dziękuję.
Uniósł kciuk w górę i ponownie zniknął w gabinecie.
- Za dziesięć minut możesz przyjść po klucz do pokoju - odezwał się leniwym głosem sekretarz. Dopiero wtedy zerknąłem na godzinę na zegarku. Zbliżała się dziewiąta. "Ależ ten czas leci" - przeszło mi przez myśl. Postanowiłem poczekać na holu, żeby nie przegapić pierwszej minuty rozdawania pokoi. Podobno mieliśmy być podzieleni klasami. Zastanawiało mnie, jak mogą wyglądać sypialnie. Nie widziałem ich przez okna, ale zapewne prezentowały się równie interesująco, co wszystkie mijane przeze mnie już pomieszczenia. Na chwilę obecną byłem oczarowany.
Gdy nadeszła dziewiąta, wszedłem do gabinetu.
- Nazwisko? - zapytał sekretarz. Nawet na mnie nie patrzył.
- Shion. Kaito.
- Podpisz to i to - mówiąc to, przysunął do mnie dwie kartki. Nie musiałem się dokładnie wczytywać, by wiedzieć, że to po prostu potwierdzenie przyjazdu oraz odebrania pokoju. Złożyłem podpis zamaszystym ruchem ręki. Później wręczył mi kluczyk. Orientowałem się już mniej więcej, gdzie jest skrzydło mieszkalne, choćby na podstawie wręczonego planu, który uważnie oglądałem siedząc na holu, więc dotarłem bez problemu.
Pokój był przestrzenny, trochę chłodny, utrzymany w odcieniach szarości z akcentem czerwieni w postaci lustra w ramie o tym kolorze. Pod ścianą znajdowały się cztery masywne łóżka piętrowe. Nie zastanawiałem się nawet nad wyborem miejsca, wziąłem pierwsze lepsze, byleby nie na górze. Nie przepadałem za takimi. Nie zawracałem sobie też głowy rozpakowaniem się, po prostu zostawiłem rzeczy. Obiecywałem jeszcze pomóc woźnemu.
Do pokoju wszedłem dopiero za godzinę, ale tylko na chwilę. Musiałem wziąć gumkę recepturkę, której brakowało na dole. Wiedziałem, że zabrałem ze sobą kilka do akademika. Wtedy mój wzrok przykuły cudze bagaże postawione nieopodal moich, jednak nigdzie nie wypatrzyłem właściciela. Może wyszedł. Przez kolejne pół godziny pracy w piwnicy rozmyślałem o tym, jaki może być mój współlokator, bo po zauważonych przeze mnie niedbale rzuconych na wpół opróżnionych torbach nie potrafiłem niczego konkretnego powiedzieć o właścicielu. Później ponownie pojawiłem się w pokoju, bo nieco zgłodniałem...
<Yuuma?>
- Pokój dopiero dostaniesz o dziewiątej, bo nadal nie mamy poopisywanych wszystkich kluczy - wyjaśniła pani Hikiru. W tym czasie dyrektor poszedł po coś do swojego gabinetu. Wrócił z pokaźnym kartonem.
- Idź do woźnego, ma swój kantorek piętro niżej. Jest podpisany, więc powinieneś trafić bez problemu. On ci powie, co dalej. Jak wrócisz, plan szkoły powinien się już wydrukować.
Skinąłem głową, przyjąłem karton, który okazał się być cięższy niż sądziłem, a następnie wyszedłem z sekretariatu. Znalezienie schodów zajęło mi dłuższą chwilę, ale ostatecznie dotarłem do celu. Wyglądało na to, że piwnica nadal nie była całkiem wysprzątana po remoncie. Wszędzie walały się jakieś pędzle, śmierdziało farbą, a podłoga była brudna od kurzu. Wyglądało na to, że wiercili dziury w ścianach, by przymocować do nich ozdobne drewno. Mimo panującego chaosu, wszystko wyglądało na wyszukane. Musieli wynająć naprawdę dobrego projektanta wnętrz.
- Witaj, chłopcze - oznajmił całkiem młodo wyglądający mężczyzna, który pojawił się obok mnie nawet nie wiem kiedy. Początkowo trochę się zdziwiłem z powodu jego obecności, a dopiero po chwili zrozumiałem, że musi to być woźny. Widząc jego doskonale zbudowane mięśnie i całkiem przystojną twarz, oblałem się rumieńcem. Spodziewałem się raczej jakiegoś staruszka.
- Dzień dobry - przywitałem się grzecznie. Jego wzrok spoczął na kartonie. Uchylił wieko.
- O, Yuri załatwił mi w końcu te półki - Stwierdził zadowolony, po czym odebrał ode mnie karton - Dziękuję.
- Miałem w czymś pomóc.
- Och - wyrwało mu się - Pewnie chciał żebyś się czymś zajął i się nie nudził.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, więc po prostu czekałem. Odłożył karton z deskami obok wejścia do kantorka i zamyślił się. W końcu wykonał energiczny ruch ręką i wręczył mi miotłę.
- Możesz pozamiatać.
Nie musiał dwa razy powtarzać. Natychmiast zabrałem się do pracy, rozumiejąc, że ma na myśli piwnicę.
Na podobnych zajęciach zleciało mi kilka dobrych godzin. Na końcu byłem brudny od wszechobecnego kurzu i zmęczony ciągłym skakaniu po drabinach oraz machaniem zmiotką gdzie popadnie. Nawet zapomniałem o obiecanym planie budynku, więc kiedy wdrapałem się do góry, by odebrać swój plecak, w którym miałem wodę, zdziwił mnie trochę widok uśmiechniętego pana Majitsu, ściskającego w dłoni kartkę papieru. Wyciągnął ją ku mnie, więc niepewnie przyjąłem podarek. Dopiero po chwili przypomniałem sobie o obiecywanej nagrodzie.
- Dziękuję.
Uniósł kciuk w górę i ponownie zniknął w gabinecie.
- Za dziesięć minut możesz przyjść po klucz do pokoju - odezwał się leniwym głosem sekretarz. Dopiero wtedy zerknąłem na godzinę na zegarku. Zbliżała się dziewiąta. "Ależ ten czas leci" - przeszło mi przez myśl. Postanowiłem poczekać na holu, żeby nie przegapić pierwszej minuty rozdawania pokoi. Podobno mieliśmy być podzieleni klasami. Zastanawiało mnie, jak mogą wyglądać sypialnie. Nie widziałem ich przez okna, ale zapewne prezentowały się równie interesująco, co wszystkie mijane przeze mnie już pomieszczenia. Na chwilę obecną byłem oczarowany.
Gdy nadeszła dziewiąta, wszedłem do gabinetu.
- Nazwisko? - zapytał sekretarz. Nawet na mnie nie patrzył.
- Shion. Kaito.
- Podpisz to i to - mówiąc to, przysunął do mnie dwie kartki. Nie musiałem się dokładnie wczytywać, by wiedzieć, że to po prostu potwierdzenie przyjazdu oraz odebrania pokoju. Złożyłem podpis zamaszystym ruchem ręki. Później wręczył mi kluczyk. Orientowałem się już mniej więcej, gdzie jest skrzydło mieszkalne, choćby na podstawie wręczonego planu, który uważnie oglądałem siedząc na holu, więc dotarłem bez problemu.
Pokój był przestrzenny, trochę chłodny, utrzymany w odcieniach szarości z akcentem czerwieni w postaci lustra w ramie o tym kolorze. Pod ścianą znajdowały się cztery masywne łóżka piętrowe. Nie zastanawiałem się nawet nad wyborem miejsca, wziąłem pierwsze lepsze, byleby nie na górze. Nie przepadałem za takimi. Nie zawracałem sobie też głowy rozpakowaniem się, po prostu zostawiłem rzeczy. Obiecywałem jeszcze pomóc woźnemu.
Do pokoju wszedłem dopiero za godzinę, ale tylko na chwilę. Musiałem wziąć gumkę recepturkę, której brakowało na dole. Wiedziałem, że zabrałem ze sobą kilka do akademika. Wtedy mój wzrok przykuły cudze bagaże postawione nieopodal moich, jednak nigdzie nie wypatrzyłem właściciela. Może wyszedł. Przez kolejne pół godziny pracy w piwnicy rozmyślałem o tym, jaki może być mój współlokator, bo po zauważonych przeze mnie niedbale rzuconych na wpół opróżnionych torbach nie potrafiłem niczego konkretnego powiedzieć o właścicielu. Później ponownie pojawiłem się w pokoju, bo nieco zgłodniałem...
<Yuuma?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz