środa, 27 grudnia 2017

Od KAITO "Co z organizacją?" cz. 5 (cd. Yuuma)

Shiwasu (grudzień) 2015 r.
 Opowiadanie na event
- Skąd ci się wziął pomysł na zaangażowanie się w organizację? - zapytałem z uśmiechem, siadając na swoim łóżku. Nerwowo poruszył nadgarstkami. Zatrzymał się na środku pokoju. Błądził wzrokiem po meblach, ścianach... Nie patrzył na mnie.
- No... Tyle osób już się zgłosiło... Poza tym chciałbym ci trochę pomóc - zrobił pauzę, po czym w końcu spojrzał mi w oczy - Nie chciałbym się nudzić w tym czasie.
Usiadłem po turecku i poklepałem miejsce obok siebie. Yuuma wahał się, ale ostatecznie uległ prośbie zajęcia miejsca obok mnie. Nie wiedziałem jednak o czym rozmawiać, więc siedzieliśmy w całkowitym milczeniu. Zrobiło się odrobinę niezręcznie. Dopiero po kilku minutach VY2 się odezwał:
- Jak ci życie mija?
- Chyba dobrze, a twoje?
- Pewnie też... - zrobił pauzę - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że udało mi się tu dostać.
Zaśmiałem się.
- Ja również. Zawsze wydawało mi się, że sami bogacze trafiają w takie miejsca. Jak widać, myliłem się.
Spojrzał na mnie zdezorientowany. Jakby zamarł.
- Skąd wiesz? - zapytał cicho.
- O czym?
Po minie widziałem, że nie wie, jak się wysłowić. Wtedy zrozumiałem. Yuuma wcale nie miał zbyt wiele pieniędzy. Sądził, że w jakiś sposób się dowiedziałem... Choć twierdząc po jego minie, dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że chyba jednak nie miałem takich informacji. Oblał się rumieńcem.
- Nie no, spokojnie - Uśmiechnąłem się przyjaźnie - Też dłuższy czas miałem z tym problem. Teraz jest lepiej, ale w rodzinach wielodzietnych z reguły nie posiada się zbyt wielu oszczędności. Nie ma czego się wstydzić, naprawdę.
Teraz znowu nie patrzył na mnie, tylko na swoje dłonie. Długo rozważał, co na to odpowiedzieć.
- I nie będziesz mnie traktować gorzej od siebie?
- Nie, skądże! Co to ma do tego, jakim człowiekiem się jest? Ty zdajesz się być bardzo w porządku. Lubię cię. Nawet jeśli ledwo co się znamy.
Uśmiechnął się lekko, jakby uspokojony. Już miał coś powiedzieć, kiedy przerwało nam pukanie do drzwi. Spojrzałem przepraszająco na kolegę, a następnie odwróciłem twarz ku wejściu i krzyknąłem:
- Proszę!
Otworzyły się powoli, ale stanowczo. Stała tam już nam całkowicie obca, dziewczęca postać. Prawdopodobnie z klasy młodszej. Miała długie, blond włosy spięte w wysoki kucyk. Otaksowała nas spojrzeniem, a następnie oświadczyła:
- Woźny was wzywa.
Następnie zamknęła drzwi i sobie poszła. Spojrzałem na Yuumę.
- Pewnie mamy w czymś mu pomóc - stwierdził. Skinąłem głową i wstałem z łóżka. On zrobił to samo. - Tak właściwie to gdzie on jest?
- Zaprowadzę cię - zaoferowałem. Od razu przystał na moją propozycję.
Dotarcie do piwnicy zajęło raptem kilka minut. Yuuma oglądał się na wszystkie strony z zainteresowaniem. Właściwie to mu się nie dziwiłem, skoro praktycznie nie ruszał się z pokoju. Nie miał okazji zapoznać się z terenem. Nie musieliśmy również pukać do kantorka, bo woźny, pan Arakawa, siedział na prowizorycznej ławeczce. Musiał ją zmontować niedawno.
- D-dzień dobry - wykrztusił Yuuma, który prawdopodobnie też nie spodziewał się, że nasz woźny jest tak młodym mężczyzną. Poderwał się z miejsca i podał z uśmiechem rękę mojemu współlokatorowi.
- Jestem pan Arakawa, woźny.
- A ja Yuuma - wymamrotał, ściskając lekko jego dłoń.
- KAITO już znam - stwierdził, patrząc na mnie z uśmiechem - To co, chłopaki, nosimy sprzęt? Głośnikami, wzmacniaczami i tym podobnymi na razie nie mamy co się przejmować, bo wszystko nam zamoknie. Przewidywali na jutro deszcz, więc póki co musimy tylko zorganizować to, co trzeba możliwie w sali jak najbliżej naszego podwórza. Tam mamy mieć scenę. Najpierw poznosimy stoły, na których mają być stanowiska aukcyjne i reklamy naszej szkoły. Wieczorem możemy się przejść by rozwiesić plakaty w okolicach dworca. Pani Deguchi powinna skończyć projekt za około dwie godziny.
Kątem oka zauważyłem, że Yuuma gdzieś w połowie się pogubił, bo zrobił bardzo głupią, sztucznie mądrą minę. Miałem ochotę zacząć się śmiać. Gdy to spostrzegł, dał mi kuksańca w bok i nie wytrzymałem. Pan Arakawa z kolei nie miał pojęcia co nas tak rozbawiło.

<Yuuma? Czas do 29.12 godz. 17:00>

wtorek, 26 grudnia 2017

Od V flower "Pora wziąć się w garść!" cz. 2 (cd. chętny)

Shiwasu (grudzień) 2015 r.
Opowiadanie na event
Po zapisaniu wszystkich uczniów trochę bolała mnie ręka, więc po powrocie do swojego pokoju kilka minut krążyłam w kółko, bo to pozwalało mi łatwiej zebrać myśli. Czego potrzebowaliśmy? Wszystkiego. Od czego można by już zacząć? Na pewno wszelakich dekoracji, ustalenia gdzie, z kim, co i jak oraz ogólnego zorientowania się, jaki temat ma mieć akcja. Jasne, święta, ale widząc w swoim życiu wiele egzotycznych przyjęć, zorientowałam się, że żeby nie znudzić gości należy przygotować jakieś konkretne atrakcje tematyczne. Coś, co będzie wyróżniać się spośród innych. W końcu imprez świątecznych w naszej okolicy jest wiele. Promocja szkoły powinna być drugorzędna, bo przede wszystkim należy się skupić na zapewnieniu rozrywki gościom.
Gdy dosiadłam do pustej kartki papieru z długopisem w dłoni, miałam już pomysł. Napisałam u góry drukowanymi literami: TEMAT: GWIAZDY. Tylko co dalej? Myślałam długo, aż nie zanotowałam luźnych myśli - gwiazdy jako element kosmosu, gwiazdy muzyki, symbol Świąt Bożego Narodzenia. Następnie zanotowałam kolejno biel, złoto, srebro, odcienie szarości. Potarłam czoło, zastanawiając się, cóż z tym począć dalej. Zaprojektować ozdoby? Może poproszę o to kogoś, kto się zgłosił. Zerknęłam na listę i przeleciałam szybko wzrokiem po nazwiskach. Wybrałam losową osobę, którą sama zapisałam, po czym wyszłam z pokoju wraz z moimi notatkami w ręce.
Mieszkanie uczennicy klasy A odnalazłam bez większego kłopotu - w końcu wszystkie mieściły się w jednym korytarzu. Przedstawiłam swój pomysł na temat. Wyglądała na trochę zmieszaną, ale ostatecznie zgodziła się na wymyślenie czegoś. Poprosiłam również o dokładny opis każdej z ozdób. Zadeklarowała, że skończy za godzinę.
Usatysfakcjonowana z powodu znalezienia kogoś, kto się wraz ze mną w końcu w coś zaangażuje wróciłam do swojego pokoju. Tam rozmyślałam, cóż począć z całą resztą. Wzięłam sobie chyba zbyt odpowiedzialne zadanie, ale teraz nie mogłam już zrezygnować. Skoro już się za coś zabrałam i jakaś grupa ludzi mnie słucha, wypadałoby to wykorzystać. Może się zdarzyć tak, że nikt nie będzie chciał zająć mojego miejsca.
Ostatecznie zdecydowałam, że trzeba ustalić konkretne miejsce i czas wydarzenia. Poszłam po raz kolejny do sekretariatu.
- Dzień dobry - powiedziałam, wchodząc do środka. Mężczyzna podniósł na mnie zmęczony wzrok i nawet nie odpowiedział. Oczekiwał na to, co dalej powiem. - Jest już ustalone miejsce gdzie będzie ten cały koncert?
Uniósł brew, zerknął w papiery, a następnie odchrząknął i ponownie na mnie spojrzał.
- Nie.
Wypuściłam z płuc powietrze. Wyglądało na to, że jesteśmy w gorszej sytuacji niż sądziłam.
- Plakaty promujące są? Albo jakakolwiek reklama?
Pokręcił głową. Dlaczego dali nam tak mało czasu? Tego nie wiedziałam. Miałam wielką ochotę iść do szanownej dyrekcji z prośbą o wyjaśnienia, a jednak tego nie zrobiłam. Promocja szkoły miała teraz niewiele sensu, bo przecież mało artystów z zewnątrz zechce nam pomóc, a większość Japończyków zamieszkujących okolicę ma już zaplanowany ten czas. Musielibyśmy im zaoferować nie wiadomo co, by przybyli tłumnie, rezygnując z wcześniejszych planów. Robienie wszystkiego na ostatnią chwilę nigdy nie miało zbyt wiele sensu.
- Może by tak zająć boisko szkolne? - zaproponowałam.
- W parku nie ma miejsca, a boisko może się zniszczyć. Scena jest dość ciężka - oznajmił bez emocji.
- Jak to nie ma miejsca? - Uniosłam brew - To jak duże to jest?
- Dziesięć metrów na dwadzieścia.
- Nie ma mniejszej? - zapytałam ostrożnie - Nie planujemy raczej żadnych pokazów tanecznych.
- Siedem na piętnaście.
- Już trochę lepiej - Uśmiechnęłam się krzywo - Ta się zmieści?
Po chwili namysłu skinął głową.
- Jest też lżejsza. Powinniście dać radę ją przenieść nawet na boisko.
- Chyba lepiej by się prezentowało w parku - oznajmiłam po chwili namysłu - Dziękuję za pomoc, może już pan przekazać komu trzeba informacje odnośnie miejsca. Datę już chyba mamy, a godzinę określono na popołudniową. Może czternasta?
Zerknął do kalendarza, a później potaknął.
- Świetnie. Może pan zrobić promocję imprezy w internecie, czy gdzie tam jeszcze można. Jeszcze raz dziękuję. Pojawię się tutaj pewnie za jakiś czas, więc do zobaczenia.
Już chciałam wyjść, kiedy zatrzymał mnie, mówiąc:
- W razie, jakbyście chcieli coś kupować przykładowo na aukcję, to przynieście mi fakturę lub paragon. Zwrócimy równowartość kwoty.
Skinęłam głową na znak zrozumienia, po czym wyszłam z sekretariatu, a następnie niespiesznie skierowałam się do pokoju dziewczyny, która miała zaplanować dekoracje. Miała już prawie wszystko gotowe. Dokonałyśmy wspólnie kilka poprawek, wybrała sobie zadanie, a ja zabrałam jej rysunek do siebie. Przysiadłam wraz z listą zgłoszonych osób i dopisywałam do każdego nazwiska konkretne zadanie. Wiedząc już mniej więcej, gdzie mamy się pomieścić i jakie będą panować warunki, pracowało mi się znacznie łatwiej.
Niedługo potem zaczęłam nawiedzać pokoje i tłumaczyć każdemu z zainteresowanych, co ma robić. Szło póki co jak po maśle.

<Chętny? Czas do 27.12 do godz. 14:00>

sobota, 23 grudnia 2017

Od Ritsu "Koncert świąteczny" cz. 1 (cd. chętny)

Shiwasu (grudzień) 2015 r.
 Opowiadanie na event
Do kolejki z zapisami do przygotowań na koncert ustawiłam się jako jedna z ostatnich. Cały czas powtarzałam sobie w głowie regułkę, którą chciałam powiedzieć przed nieznajomą. "Jestem Namine Ritsu, chcę się wpisać do robiących dekoracje". Nie było to trudne, a jednak niezwykle się stresowałam. Kolejka przesuwała się szybciej, niż sądziłam, więc nim po raz dziesiąty powtórzyłam sobie swoją kwestię, już stałam przed dziewczyną, która była ode mnie zaledwie o głowę wyższa.
- No?
- Jestem Namine Ritsu...
Notowała. Tak się zapatrzyłam na ruch jej długopisu, że wypadło mi z głowy to, co miałam dalej mówić.
- Jakie zajęcie?
Zapomniałam. I w tym był problem. Ze stresu postanowiłam zapytać:
- A jakie są?
- Technicy, dekoratorzy, helperzy, oprowadzający po szkole...
- Dekorator - odpowiedziałam cicho, przypomniawszy sobie, co chciałam robić.
- Pokój?
Zdziwiłam się trochę na to pytanie, ale grzecznie jej odpowiedziałam:
- Czternasty.
- Dziękuję, możesz odejść, informację o dokładnym zajęciu dostaniesz za około dwie godziny do pokoju.
Pokiwałam głową, po czym odeszłam na nogach trzęsących się jak galareta. Musiałam usiąść, by trochę odsapnąć. Obserwowałam wtedy resztę zapisujących się uczniów.
Wyszłam ze stołówki jako jedna z ostatnich. To, jak nieśmiała jestem wobec obcych ludzi bywało naprawdę przytłaczające. Próbowałam z tym walczyć, ale nigdy nie wychodziło. Najchętniej siadałabym na posiłkach z KAITO, bo tylko go tutaj znam, ale już sobie znalazł kolegę. Towarzystwo dwóch znacznie starszych chłopców przy jednym stoliku byłoby dla mnie zbyt stresujące, więc sobie darowałam. Luka za to traktowała mnie ze zbytnią wyższością, nie miałam nawet co liczyć na bliższą znajomość. W dodatku odrobinę mnie przerażała, choć nie potrafiłam tego wyjaśnić.
Przytłoczona tymi rozmyślaniami szłam do siebie ze smętnie spuszczoną głową, nie zwracając większej uwagi na pozostałych uczniów.
***
Półtora godziny później otworzyłam drzwi pokoju z nadzieją, że osobą, która do mnie zapukała był KAITO. Myliłam się. Na korytarzu czekała na mnie dziewczyna zajmująca się eventem w Akademii.
- Zrobisz sto pięćdziesiąt złotych gwiazd o średnicy około... tyle - Mówiąc to, zaprezentowała wielkość za pomocą dłoni - Do tego przyczepisz je do sznurka, by można było go rozwiesić. Wszystkie potrzebne materiały będziesz mogła kupić w sklepie papierniczym, znajdziesz go na sąsiedniej ulicy. Wystarczy, że skręcisz w lewo. Jak pójdziesz do sekretariatu z paragonem, to zwrócą ci pieniądze za zakup. W razie, jakbyś skończyła prędzej, możesz mi dać znać, a przydzielę ci kolejne zadanie. Wszystko jasne i zrozumiałe?
Skinęłam głową.
- Świetnie. W razie czego będę w jedynce, tak dla przypomnienia.
I sobie poszła. Zaskakujące było to, z jaką neutralnością mówiła każde słowo. I w ogóle się nie stresowała. Zazdrościłam jej trochę. A wcale nie mogła być zbytnio ode mnie starsza.

<Ktoś coś? Czas do 24.12 godz. 14:00>

Od KAITO "Co z organizacją?" cz. 4 (cd. Yuuma)

Shiwasu (grudzień) 2015 r.
 Opowiadanie na event
Po rozmowie z Luką musiałem się aż przejść po szkole, przemyśleć kilka rzeczy... Wywołało to większy mętlik w mojej głowie, niż bym się spodziewał. Sam już powoli zaczynałem się gubić w tym, co mówiła, część słów zlewała się w jedno z tym, co zdołałem usłyszeć od innych w swoim życiu. Czy ktokolwiek mnie tak naprawdę szanował? Wyglądało na to, że nie. Niektórzy robili to tylko z litości. Czułem się tą myślą bardzo przytłoczony. Uderzyło mnie to tak mocno, że czułem się jak wtedy, gdy MEIKO wymierzyła mi cios patelnią. Jedyne o czym marzyłem, to się położyć, więc tak właśnie zrobiłem, kiedy tylko wszedłem do pokoju. Twarz ukryłem w poduszce. Najchętniej bym się zdrzemnął, by zapomnieć o tym upokorzeniu...
Wtedy usłyszałem, że Yuuma gramoli się ze swojego łóżka, na którym najbardziej lubił tkwić. Dopiero, gdy wyczułem, że musiał usiąść nieopodal mnie, obróciłem głowę i na niego popatrzyłem. Wyglądał na skupionego na swoich dłoniach. Siedział na jednej nodze, druga zwisała bezwładnie z mojego łóżka.
- Co się stało? - zapytał. Czyli jednak wyczuł, że moje samopoczucie nie jest najlepsze. Tylko co ja miałem mu odpowiedzieć? Nie mogłem zbyt dobrze zebrać myśli. Potrzebowałem dłuższej chwili na zastanowienie.
- Byłem w sekretariacie, zapisałem się gdzie trzeba, ale jest problem z organizacją - zacząłem powoli - Możliwe, że po prostu mamy wykazać się samodzielnością, ale nawet nie miałem kogo się o to zapytać. Poszedłem nawet do takiej jednej dziewczyny, która również się zapisała, ale dała mi jasny znak, że nie jest chętna do współpracy, więc zdecydowałem, że najlepiej, jakbym nie robił nic, bo z tego co wynika z jej słów, jeszcze coś zepsuję.
- Chyba jednak powinieneś coś zrobić. Jestem pewien, że cokolwiek to będzie, świetnie sobie z tym poradzisz.
- Dzięki, ale chyba jednak wolę nie mieszać się w ten cały koncert.
- No weź, spróbuj chociaż. Pomogę ci.
- Nie mam do tego głowy, Yuuma - Mówiąc to, spojrzałem mu prosto w oczy - Wolę nie ryzykować. Uwierz mi, że istnieje dużo większa szansa, że coś zepsuję, niż doprowadzę szczęśliwie do końca.
Zacisnął usta w wąską kreskę. Długo zwlekał z odpowiedzią.
- Skoro tak uważasz...
Siedział obok mnie jeszcze kilka minut, a później wrócił na swoje łóżko.
***
Kolejnego dnia gdy razem wybraliśmy się na stołówkę, zastała nas sytuacja, której zdecydowanie się nie spodziewaliśmy. Dziewczyna o jasnych, puszystych włosach wdrapała się na stół i przemawiała tak głośno, że aż kucharki się zbiegły, by zobaczyć, co się dzieje.
- Za trzy dni mamy koncert świąteczny, a nadal mamy dokładnie nic! Czy ktokolwiek wpadł na to, by wziąć się w garść i w końcu dowiedzieć się, co powinniśmy robić? Nie? Chyba nie muszę mówić, że to bardzo źle. Albo teraz decydujecie o swoich pracach i je sumiennie wykonacie, albo osobiście udam się do dyrekcji i oni się tym zajmą. W dodatku rozumiem, że robienie rzeczy na aukcje powinno być proste, ale przecież wystarczy nam góra kilkanaście... Nie wiemy nawet, ile osób się pojawi i czy ktokolwiek będzie brał udział w licytacji! Musimy się skupić jednak na tym, co już mamy! Przemyślcie to, proszę, i dajcie mi znać. W razie czego będę w pokoju numer jeden. Dziękuję za uwagę.
Spojrzałem na Yuumę akurat w momencie, kiedy wstał z krzesełka.
- KAITO, mógłbyś iść ze mną, by się zapisać? - mówiąc to, uśmiechnął się nieśmiało. Myślałem, że z zaskoczenia otworzę usta. Dopiero zwróciłem uwagę na to, że chyba zaczynał się powoli przełamywać.
- Tak, jasne - odparłem zmieszany. Zjedliśmy już obiad, więc najpierw odnieśliśmy talerze gdzie trzeba, po czym ustawiliśmy się w kolejkę do jasnowłosej.
- Co tak właściwie chcesz robić?
- A ty?
- Praca przy scenie, nagłośnienie, te sprawy...
- Więc to samo - odrzekł, nawet na mnie nie patrząc. Ja sam uważnie się w niego wpatrywałem, ale nie wyglądało mi na to, by chciał, żebym zapytał. Właściwie to po dłuższym zastanowieniu uznałem, że to nawet nie miałoby sensu.
<Yuuma? Masz czas do 23.12 godz. 17:00>

piątek, 22 grudnia 2017

Od V flower "Pora wziąć się w garść!" cz. 1 (cd. chętny)

Shiwasu (grudzień) 2015 r.
Opowiadanie na event
Do Akademii zajechałam trzeciego dnia od otwarcia rejestracji. Wcześniej nie mogłam się pojawić, ze względu na ważny wyjazd rodzinny. Byliśmy przez trzy tygodnie w Wenecji. Czy rodzice przejmowali się tym, że mam w tym czasie szkołę? Ani trochę. Czasem naprawdę miałam wrażenie, że nie obchodzi ich moja nauka. Gdy jednak wracaliśmy z licznych wyjazdów, natychmiast przystępowali do dręczenia mnie testami na koniec semestru. Teraz, jadąc w ciepłym aucie i obserwując swoich rodziców siedzących na pierwszych siedzeniach, ponownie rozważałam to, jak sytuacja będzie wyglądać tym razem. Odpuszczą mi i w końcu dadzą wolną rękę? Tego nie wiadomo. Miałam jednak nadzieję, że tak się stanie.
Przez większość czasu wgapiałam się w deszczowy widok za oknem, póki nie dojechaliśmy pod budynek szkoły, w której byłam wcześniej już raz z mamą. Dokładniej wtedy, kiedy były eliminacje dla okolicznych dzieciaków. Mama miała tam jednego znajomego, więc natychmiast ubzdurałam sobie, że jego zasługą było przyjęcie mnie. Nie potrafiłam uwierzyć, że jestem dość umiejętna by tutaj trafić. Pewnie szybko przytłoczą mnie umiejętności innych uczniów. Nie chciałam jednak zostawać w tyle.
Wygrzebanie się z samochodu, trzymając w jednej ręce parasol trochę zajęło. W dodatku miałam przy sobie tyle bagaży, że musiał je dźwigać nie tylko tata, ale i mama. Sama wzięłam w rękę futerał z saksofonem, a przez ramię przerzuciłam sobie torbę z kosmetykami. Cały czas asekurowałam pochód do drzwi wejściowych, idąc tyłem, ale obyło się bezproblemowo. Pomijając brudne buty, na które mama strasznie narzekała.
Formalności przebiegły szybko, pożegnałam się z rodzicami i udałam we wskazanym przez znajomego mamy kierunku. To tam miało się znajdować skrzydło mieszkalne, i, co za tym idzie - mój pokój. Miałam mieszane odczucia, gdy do niego weszłam. Był całkowicie opuszczony, mieszkałam sama. Co prawda lubię mieć spokój od innych, ale jeżdżąc na obozy zawsze miałam towarzystwo i tego samego spodziewałam się tutaj. Jak widać, myliłam się. Wbrew sobie trochę się rozczarowałam.
Minęło kilka dni, a moje życie tak naprawdę polegało tylko na ćwiczeniu gry na saksofonie oraz powtarzaniu chwytów na gitarę przeplatanym zaglądaniem na stołówkę. Czasem czytałam coś na przywiezionym przez siebie czytniku, grałam lub oglądałam filmy na laptopie, ale ogólnie było nudno. Nie miałam nikogo, z kim bym mogła porozmawiać. Chciałabym już rozpocząć lekcje muzyki, by przekonać się, czy naprawdę jestem tak dobra, jak przekonywali mnie wszyscy w poprzedniej szkole (cały czas miałam wrażenie, że po prostu się podlizują i może tak właśnie było - wiadomo, V flower to ta, która ma forsę, więc jest najlepsza na świecie), ale wyglądało na to, że muszę jeszcze trochę poczekać.
O tym, że w Akademii Vocaloidu miał być organizowany charytatywny koncert w Święta dowiedziałam cię odrobinę zbyt późno. Przynajmniej według mnie. Lista zgłoszonych osób była już wówczas naprawdę długa, od ustalonego terminu dzieliło nas zaledwie kilka dni, a i tak nigdzie nie widziałam żadnych efektów pracy uczniów. Frustrowało mnie to niezmiernie, ale ostatecznie odpuściłam. Kolejnego dnia, nadal nie otrzymawszy żadnych wskazówek czy jasnego znaku, iż ktokolwiek nad czymkolwiek pracuje, nerwy puściły mi i zdecydowałam, że wezmę sprawy w swoje ręce. Tuż przed porą obiadową pognałam do sekretariatu. W końcu tam przesiadywał znajomy mamy. Do teraz nie wiedziałam, kim on dla mnie jest, ani nawet jak się nazywa. Sprawiałam jednak pozory, że kojarzę go doskonale.
- Dzień dobry, mogłabym prosić o listę osób zgłoszonych na koncert?
- Nie ma jeszcze... - zaczął nieufnie, ale nie dałam mu dokończyć.
- No to do przygotowań. Albo chociaż ksero. Jest mi to bardzo potrzebne, więc ślicznie proszę - Mówiąc to, złożyłam dłonie jak do modlitwy. Westchnął i wstał od biurka.
- Zaraz przyniosę. Poczekaj tutaj.
Triumfowałam w środku i czekałam, aż skseruje dokument. W końcu dostałam do rąk aż dwustronicową listę nazwisk. Chwilę stałam, studiując dokładnie każde z nich, po czym podziękowałam i wyszłam.
Na stołówce wzięłam swoją porcję, zabrałam się za jedzenie i czekałam, aż zbierze się dość osób, by móc zrealizować swój plan. Może był zbyt impulsywny, może głupi, ale na razie nie miałam nic do stracenia. Nikt nie stał po mojej stronie, nie miałam przyjaciół. Może choć tutaj nikt nie będzie mnie faworyzować ze względu na duże fundusze i po raz pierwszy w życiu doświadczę czegoś takiego, jak odrzucenie przez resztę społeczeństwa. Byłam właściwie ciekawa tego uczucia.
W końcu stołówka się napełniła, a ja na drugiej stronie jednej z kserówek skończyłam robić dokładne notatki odnośnie swojej wizji występu oraz orientacyjnej ilości potrzebnych osób do poszczególnych zajęć. Odsunęłam już talerz i... weszłam na stół. Nic nie stało temu na przeszkodzie, szczególnie, że tego dnia ubrałam spodnie. Zrobiłam z dłoni mały megafon i ryknęłam najgłośniej, jak tylko potrafię, przekrzykując wszystkich zebranych:
- Proszę o chwilę uwagi!
Jak na zawołanie na mnie zerknęli, niektórzy aż przestali jeść.
- Za trzy dni mamy koncert świąteczny, a nadal mamy dokładnie nic! Czy ktokolwiek wpadł na to, by wziąć się w garść i w końcu dowiedzieć się, co powinniśmy robić? - Zagubione spojrzenia uczniów dały mi wyraźną odpowiedź - Nie? Chyba nie muszę mówić, że to bardzo źle. Albo teraz decydujecie o swoich pracach i je sumiennie wykonacie, albo osobiście udam się do dyrekcji i oni się tym zajmą - Mówiąc to, popukałam wymownie w ksero listy - W dodatku rozumiem, że robienie rzeczy na aukcje powinno być proste, ale przecież wystarczy nam góra kilkanaście... Nie wiemy nawet, ile osób się pojawi i czy ktokolwiek będzie brał udział w licytacji! Musimy się skupić jednak na tym, co już mamy! Przemyślcie to, proszę, i dajcie mi znać. W razie czego będę w pokoju numer jeden. Dziękuję za uwagę.
Zeskoczyłam ze stołu. Na stołówce cisza panowała jeszcze dobre kilka sekund, a później część uczniów wróciła do rozmów. Inni z kolei, ku mojemu zdumieniu, niepewnie podchodzili w celu zmienienia swojego zadania.

<Ktoś chętny? Czas do 23.12, godz. 15:00>

czwartek, 21 grudnia 2017

Od Yuumy "Co z organizacją?" Cz. 3 (Cd. KAITO)

Shiwasu (grudzień) 2015
Kiedy przeczytałem ogłoszenie o koncercie świątecznym, od razu pomyślałem o KAITO. Podobno było dużo rzeczy do zorganizowania i pilnie poszukiwano chętnych. Czym prędzej więc skierowałem się do naszego wspólnego pokoju.
- Odbędzie się koncert świąteczny. - Powiedziałem bez zbędnych wstępów, bo nie wiedziałem zbytnio, jak mógłbym zacząć rozmowę.
- Słucham? - Odwrócił się do mnie i odłożył swoje skrzypce. Chyba moje słowa wywarły na nim wrażenie.
- Koncert świąteczny. Wisi kartka z ogłoszeniem. Można się zgłaszać do organizowania. Pomyślałem, że... No wiesz, wspominałeś, że lubisz pomagać.
- Bo lubię. Dziękuję za informację. Zaraz pójdę zerknąć - Uśmiechnął się do mnie. Postarałem się odwzajemnić ten uśmiech.
Kiedy upewniłem się, że nie zamierza już nic dodać, wróciłem na swoje łóżko. Naprawdę miałem nadzieję, że powie coś więcej.
KAITO był bardzo miły i pomocny, ale wydawało mi się, że nie wykazywał większych chęci do nawiązywania dalszych znajomości. Ja z kolei traciłem przy nim resztki odwagi i nie potrafiłem nawet pierwszy się przywitać. Z drugiej strony przez cały czas chciałem żeby to on się do mnie odezwał. Błagałem o to w myślach. Sam nie chciałem mu się narzucać. Miałem nadzieję, że w końcu w jakiś magiczny sposób domyśli się, że też chętnie bym go poznał, ale nie umiem wykonać tego pierwszego kroku.
Kaito schował skrzypce do lekko zużytego futerału i niespiesznym krokiem skierował się do drzwi. Pewnie po informacje, których nie dostał ode mnie - przebiegło mi przez myśl.
Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, schowałem twarz w poduszkę. Chciałem zapytać, czy nie mogę iść z nim, ale po prostu nie potrafiłem.
Odwróciłem się na plecy i ze splecionymi na brzuchu dłońmi zacząłem wpatrywać w sufit. Ciekawe czy zawsze będzie między nami taka ściana. Na pewno nie zamierzałem robić tego pierwszego kroku.
Mimo to, potwornie ciekawiło mnie, co robił wtedy, kiedy ja zastanawiałem się nad sensem istnienia i tajemnicą funkcjonowania wszechświata. Ciekawiło mnie, co ja zrobiłbym, żeby pomóc w organizacji. Pewnie nic.
Gapiłem się w przestrzeń jakąś godzinę, może dłużej. Po tym czasie usłyszałem jak Kaito wszedł do pokoju.
Nawet nie drgnąłem, próbując wywnioskować w jakim jest nastroju.
Usłyszałem głośne westchnienie. Niedługo potem KAITO niemal rzucił się na swoje łóżko.
Przez chwilę wahałem się, czy zapytać z miejsca w którym byłem, czy raczej zejść na dół i porozmawiać patrząc mu w oczy. Chociaż może raczej nie patrząc na niego, tylko siedząc obok.
Ostatecznie, choć z ociąganiem wybrałem drugą opcję. W końcu jeśli chciałem, żeby KAITO kiedyś mnie polubił, nie mogłem cały czas udawać, że mi nie zależało. Zwłaszcza, że zależało mi strasznie.
Najwolniej jak się dało, zwlokłem się z mojego posłania i usadowiłem obok KAITO.
- Co się stało? - Zapytałem, uważnie analizując wzory na moich rękawiczkach.
Wiedziałem, że to z kontaktem wzrokowym nie wypali.
Niebieskowłosy milczał przez jakiś czas, jakby dobierał odpowiednie słowa. Już myślałem, że trudziłem się na darmo i nic mi nie powie, więc chciałem wrócić do siebie. Wtedy właśnie wziął jeden głębszy wdech i zaczął mówić:
- Byłem w sekretariacie, zapisałem się gdzie trzeba, ale jest problem z organizacją. Możliwe, że po prostu mamy wykazać się samodzielnością, ale nawet nie miałem kogo się o to zapytać. Poszedłem nawet do takiej jednej dziewczyny, która również się zapisała, ale dała mi jasny znak, że nie jest chętna do współpracy, więc zdecydowałem, że najlepiej, jakbym nie robił nic, bo z tego co wynika z jej słów, jeszcze coś zepsuję.
- Chyba jednak powinieneś coś zrobić. Jestem pewien, że cokolwiek to będzie, świetnie sobie z tym poradzisz.
- Dzięki, ale chyba jednak wolę nie mieszać się w ten cały koncert.
A już myślałem, że to ja szybko tracę zapał. Spojrzałem wprost na Kaito.
- No weź, spróbuj chociaż. Pomogę ci. - Gdyby tylko Kaito wiedział, jak ciężko przyszło mi wymówienie dwóch ostatnich słów...

<Kaito?>

Od KAITO "Co z organizacją?" cz. 2 (cd. Yuuma)

Shiwasu (grudzień) 2015 r.
Opowiadanie na event
Był jeden problem. Nie wiedziałem, kim jest Luka ani tym bardziej gdzie mogłaby mieszkać. Po dłuższym zastanowieniu postanowiłem zapytać o pomoc pierwszą osobę, którą tutaj poznałem. Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Trafienie do pokoju numer czternaście nie było trudnym zadaniem. Zapukałem do drzwi. Za chwilę usłyszałem okrzyk z drugiej strony:
- Można wejść!
Nacisnąłem klamkę i z uśmiechem zajrzałem do środka.
- Cześć, Ritsu.
- O, hej - Dziewczyna wyglądała na zaskoczoną. Siedziała po turecku na swoim łóżku, zajmując się malowaniem paznokci u stóp. Jej nogi zwisały z łóżka piętrowego.
- Znasz może Lukę? Wydaje mi się, że jest mniej więcej w moim wieku, może pomoże w zorganizowaniu co i jak z przydziałem zadań na koncert.
- Koncert? - powtórzyła Ritsu, a jej twarz wyrażała coraz większe zdumienie.
- Na holu wisi ogłoszenie... Można się zgłosić - Wyjaśniłem powoli. Miała uchylone usta z zaskoczenia. - Więc? Znasz ją?
- Ee... - zająknęła się - Mieszka naprzeciwko.
Nagrodziłem ją promiennym uśmiechem i skłonieniem głowy.
- Dziękuję za pomoc.
- Proszę... - odparła cicho, a ja wycofałem się z pokoju.
Stojąc już na korytarzu, obróciłem się na pięcie. Wystarczyło raptem kilka kroków, by stanąć przed drzwiami do pokoju Luki. Z pukaniem zwlekałem dobrą chwilę, w końcu jej nie znałem i nie wiedziałem czego mam się spodziewać. Gdy w końcu się przełamałem... nikt nie odpowiedział. Czekałem. Nic. Kilka razy nacisnąłem na klamkę, ale nie przyniosło to żadnego efektu.
W końcu zrezygnowany miałem odejść, gdy zauważyłem, że ktoś stał po mojej lewej stronie. O mało przewróciłem się ze strachu. Stała tam dość wysoka dziewczyna z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Twarz miała surową, a jednocześnie całkiem beznamiętną. Miała ładne, kobiece kształty, którymi od razu przywiodła mi na myśl MEIKO. Różniła je przede wszystkim uroda czy fryzura - nieznajoma miała długie, pudroworóżowe włosy.
- C-cześć - wykrztusiłem.
- Cześć - odparła chłodno.
- Długo tu stoisz?
- Dobre kilka minut.
- Och - westchnąłem. Czułem, jak moje policzki płoną. Szarpałem za klamkę jak głupi. Wyprostowałem się, a spocone z nerwów dłonie wytarłem o spodnie.
- Czy przypadkiem nie pomyliły ci się pokoje?
- Nie, raczej nie. Ty jesteś Luka?
Uniosła brew.
- Tak, a o co chodzi?
- Szukam kogoś, kto by mógł pomóc w rozdzieleniu konkretnych zadań na urządzenie tego koncertu, żeby nie było zamętu, więc pomyślałem, że może ty...
- Że może ja co? Podzielę wszystkich na grupki i będę nimi dowodzić? Po co chcesz wydzielać innym zadania, skoro reszta już zdecydowała co chce robić? - Cały czas patrzyła na mnie czujnie.
- Nie wiemy kiedy zacząć, kto czym konkretnie się zajmie... Brak szczegółów. Sam nie dam rady tego opanować.
Westchnęła.
- Na mnie nie licz. Nie lubię takich rzeczy, wolę radzić sobie sama. Jednak jeśli wpadniesz na jakiś konkretny pomysł, powiedz. Może ci pomogę.
- Rozumiem... - mruknąłem, nagle tracąc cały zapał. Przekręciła klucz w zamku pokoju i weszła do środka.
Zostałem sam na korytarzu. Zastanawiałem się, cóż począć dalej. Coś mi mówiło, że reakcja innych będzie podobna i mało kto usłucha moich szczerych chęci zrobienia czegokolwiek. Nie zanosiło się, by moja sytuacja w towarzystwie zmieniła się wiele poprzez zmianę środowiska... Na co ja tak właściwie liczyłem?

środa, 20 grudnia 2017

Od KAITO "Co z organizacją?" cz. 1 (cd. chętny)

Shiwasu (grudzień) 2015 r.
Opowiadanie na event
- Odbędzie się koncert świąteczny.
- Słucham? - powtórzyłem, odkładając z wrażenia skrzypce, które do tej pory próbowałem nastroić. Spojrzałem na Yuumę.
- Koncert świąteczny. Wisi kartka z ogłoszeniem. Można się zgłaszać do organizowania. Pomyślałem, że... no wiesz, wspominałeś, że lubisz pomagać.
- Bo lubię. Dziękuję za informację. Zaraz pójdę zerknąć - Uśmiechnąłem się do niego. Odpowiedział tym samym, ale nieszczególnie wesoło, a później wdrapał się znowu na swoje łóżko. Do tej pory zdążyłem zauważyć, że choć mój współlokator był w porządku, tak nie przepadał chyba szczególnie za towarzystwem. A szkoda. Może nawiązalibyśmy jeszcze lepszy kontakt. Jak na razie stanowił dla mnie zagadkę, bo nasze pierwsze spotkanie nieco różniło się od tego, jak sytuacja wygląda teraz. Miałem wrażenie, że jest odrobinę... zmienny.
Odłożyłem instrument do przetartego, czarnego futerału, po czym skierowałem się do drzwi. Pewnie informacja była na holu - pomyślałem, idąc w tym kierunku. Nie myliłem się. Przeleciałem po kartce wzrokiem, dowiadując się tyle, że powinniśmy udawać się do sekretariatu. Tak postąpiłem.
- Dzień dobry! - rzuciłem na wejściu wesoło.
- Dzień dobry - mruknął sekretarz, którego nazwiska wciąż nie znałem. W dodatku wciąż wyglądał na zmęczonego. Może jest na coś chory? Bezsenność, anemia?
- Ja w sprawie koncertu świątecznego...
- Kolejny? - Sapnął z niechęcią. Wyciągnął spod klawiatury swojego komputera świstek papieru i mi go podsunął. - Przed chwilą już była jakaś...
Przeczytałem nazwisko widniejące na końcu listy. Megurine Luka. Miała bardzo schludne i specyficzne za razem pismo. Literki były idealnie proste. Zerknąłem jeszcze na inne wpisy. Mało kto chciał się angażować do prac "trudnych" i bardziej wymagających pod względem wysiłku fizycznego. Zresztą co się dziwić, w końcu widniało tam wiele imion żeńskich. Zapisałem na końcu również siebie. Musiałem się dłużej zastanowić nad tym, co bym mógł robić. Ostatecznie naskrobałem swoim dość koślawym pismem: Pomoc przy ustawianiu mikrofonów, oświetlenia.
- Kiedy dostanę jakieś konkretne zajęcie?
- E, kiedy chcesz.
Spojrzałem na niego pytająco, wręczając kawałek papieru.
- Uzgodnij z resztą zainteresowanych - Machnął ręką na znak, bym już sobie szedł. Niestety w polu widzenia nie było nigdzie ani pana Majitsu ani pani Hikiru. Nie mogli mi dokładniej wyjaśnić w czym rzecz, na czym polega nasza praca. Westchnąłem i wyszedłem z sekretariatu, mówiąc ciche "do widzenia". W myślach stwierdziłem, że skoro nie mam na razie żadnych ciekawych zajęć, i równie dobrze mogę się udać do choćby tej Luki po uzgodnienie co i jak. Musimy zapanować jakoś nad organizacją. Miałem też cichą nadzieję, że prędzej czy później wpadnę na kogoś z dyrekcji, kto mi wyjaśni dokładnie cóż mamy zrobić z tym fantem...

<Chętny? Czas do 21.12 do godz. 13:00>

Od Luki "Całe to zamieszanie" cz. 1 (C.D.N)

Shiwasu (grudzień) 2015
Opowiadanie na event
Jak zwykle w wolnym czasie przechadzałam się po terenie szkoły, starając się zapamiętać położenie wszystkich sal i najważniejsze miejsca, kiedy zauważyłam na jednej z tablic ogłoszeń nową kartkę. Przeleciałam wzrokiem po jej treści wychwytując najważniejsze fragmenty. Dowiedziałam się, że na oficjalne rozpoczęcie roku zaplanowane zostały targi charytatywne i huczny koncert. Rada pedagogiczna szukała chętnych do organizacji całego przedsięwzięcia. Bez większego zastanowienia postanowiłam, że zgłoszę się na ochotnika.
Z racji, że na tamtą chwilę nie miałam nic do zrobienia, od razu skierowałam się do sekretariatu. Zapukałam trzy razy, odczekałam chwilę i otworzyłam drzwi.
- Dzień dobry. Są jeszcze wolne miejsca przy organizacji?
- Całe mnóstwo. - Mężczyzna siedzący za biurkiem ziewnął i zaczął szukać czegoś w szufladzie.
Po krótkiej chwili, bez żadnych emocji na twarzy czy zbędnego przeciągania podał mi kartkę, na której dosłownie kilka osób zapisało swoje nazwiska i imiona.
Wyjęłam mój czarny długopis z torebki, odmawiając przyjęcia zaoferowanego mi pisaka i starannie zapisałam moje dane osobowe pod pozostałymi, po czym zwróciłam mu dokument.
Stałam jeszcze jakiś czas wpatrując się w mężczyznę. Miałam nadzieję, że za chwilę usłyszę co dokładnie mam zrobić lub przynieść.
Sekretarz przez cały czas dawał mi znać wzrokiem, że mam już sobie iść. Ja, naturalnie przez jakiś czas nie rozumiejąc aluzji kulturalnie stałam czekając na dalsze wytyczne. W końcu posłałam mężczyźnie pytające spojrzenie.
- Co dokładnie jest to zrobienia? Nikt mi nic nie powiedział... - W myślach dokładnie przeanalizowałam treść przeczytanego wcześniej ogłoszenia, żeby upewnić się, że nie przeoczyłam na nim żadnego wykresu lub listy rzeczy, które wymagają najpilniejszego zorganizowania.
- Szczerze mówiąc, wszystko. Dajemy uczniom wolną rękę. Mogę dać ci na chwilę spis kto co zadeklarował zrobić, żebyś w razie czego porozumiała się z uczniami, którzy chcą robić to co ty. Tylko pamiętaj, że nie wszyscy się tu wpisali.
- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się. - W takim razie poproszę.
Podał mi drugą kartkę, którą tym razem miał przygotowaną na biurku.
Rzeczywiście, brakowało na niej kilku nazwisk z poprzedniej listy. Ponad połowa osób zapisała, że przygotują przedmioty na aukcję, cokolwiek to miało być. Domyślałam się, że reszta po prostu nie wiedziała jeszcze co chce robić.
Ponownie zapisałam moje nazwisko. Co jakiś czas spoglądałam na sekretarza, jakbym mogła wyczytać z jego twarzy, czy mogę zrobić to, co sobie wybrałam. On jednak patrzył w innym kierunku, ze stoickim spokojem popijając kawę i jednocześnie kompletnie mnie ignorując.
W końcu oddałam mu kartkę z moim nazwiskiem i dopisanym do niego po myślniku "charakteryzacja występujących". Dalej, znacznie drobniejszym drukiem dopisałam, że mogę pomóc w przygotowaniu dekoracji scenicznych. Potem pożegnałam się i wyszłam z sekretariatu. Zawsze mogłam spróbować na własną rękę spróbować załatwić kilku wokalistów... Albo zespół. Uśmiechnęłam się pod nosem na myśl o starych, dobrych czasach.
Czas odnowić parę znajomości.

Od Yuumy "Pierwszy dzień, pierwsza wpadka" cz. 2 (cd. KAITO)

Shiwasu (grudzień) 2015
Obudziły mnie pierwsze promienie słońca. Zrezygnowany westchnąłem i przewróciłem się na drugi bok.
Wiedząc, że dalsze próby zaśnięcia są bezcelowe, zacząłem nasłuchiwać, żeby dowiedzieć się, czy ktoś już wstał. Zdziwiła mnie całkowita cisza. W kwestii siostry nie byłem zbytnio zdziwiony, ale mama o tej porze zazwyczaj już krzątała się po kuchni. To oznaczało, że musiała gdzieś pojechać. Tylko gdzie?
Nagle w głowie coś zaczęło mi świtać. Przetarłem oczy i wychyliłem się poza łóżko, by sięgnąć po telefon leżący na szafce nocnej. W tej samej chwili ktoś wszedł do domu.
- Yuu, kochanie! - Krzyknęła od progu. - Idziesz już? Zawiozłam twoje instrumenty, ale musimy się pospieszyć, jeśli chcesz zdążyć przed odjazdem!
Sturlałem się z łóżka, uderzając z hukiem o podłogę. Cholera, całkowicie zapomniałem, że dziś jadę do nowej szkoły!
- Wszystko w porządku? Słyszałam jakiś hałas...
- Jest okej mamo, zaraz zejdę! - Zawołałem do niej i błyskawicznie zerwałem się na równe nogi. Pochwyciłem telefon, żeby sprawdzić godzinę. Za trzydzieści sześć minut miałem pociąg!
Założyłem ubrania na piżamę, zabrałem plecak i wrzuciłem do niego wszystko co miałem pod ręką, czyli czapkę, rękawiczki, telefon i parę drobiazgów. Przerzuciłem go sobie przez ramię, zabrałem pozostałe spakowane wcześniej bagaże, a wybiegając z pokoju złapałem w rękę bluzę, którą zarzuciłem sobie na ramiona.
Kiedy zbiegałem po schodach, moja rodzicielka obdarzyła mnie litościwym spojrzeniem.
- Zaspałeś? - Pokręciła głową z niedowierzaniem. - To do ciebie niepodobne.
- Wcale. Nie. Zaspałem. - Wysapałem siadając na drewnianej podłodze, żeby zawiązać buty. - Skąd taki pomysł?
-Założyłeś koszulkę na lewą stronę. - Usłyszałem w jej głosie nutę rozbawienia.
Spojrzałem na swoje ubranie. Rzeczywiście, wszystkie szwy były na zewnątrz, a z boku wystawała metka.
Z tyłu dobiegł cichy dziewczęcy śmiech.
- Roro zaspał! Roro naprawdę zaspał! Mika mi nie uwierzy jak jej powiem!
Odwróciłem się. Na szczycie schodów siedziała Una i machała beztrosko nogami.
- Każdemu może kiedyś podwinąć się noga. Dla przykładu siostrzyczko, ty spóźniasz się codziennie. - Odpowiedziałem jej ze stoickim spokojem.
Una wstała i zawróciła do swojego pokoju sąsiadującego z moim.
- Zapamiętam to sobie. - Rzuciła do mnie przez ramię zanim zniknęła w drzwiach. Zawsze tak robiła, miała bardzo specyficzny charakter.
W pewnej chwili instynktownie przyłożyłem dłoń do szyi. Czegoś mi brakowało.
- Nie widziałaś mojego... - Podniosłem wzrok. Mama stała nade mną trzymając w dłoni mój krawat.
Zawsze lepiej ode mnie wiedziała, czego mi trzeba. Odnoszę wrażenie, że zna mnie na wylot
- Dzięki. - Wziąłem od niej dodatek.
Założyłem go tylko niedbale na szyję - wiązaniem zajmę się w pociągu.
Przymierzyłem się do wyjścia.
- Załóż coś, na dworze jest lodowato. - Zatrzymała mnie w pół kroku. Jej głos przyjął opiekuńczy ton, do którego przywykłem.
- Trudno, nie mam czasu wyciągać kurtki.
Mama spojrzała na mnie z dezaprobatą. Wiedziała, że do niczego mnie nie zmusi. Chciała po prostu, żebym nie żałował moich wyborów. Zapewne była tą całą zmianą szkoły zestresowana jeszcze bardziej niż ja.
Już mieliśmy wychodzić, kiedy zawołała mnie siostra:
- Braciszku, zaczekaj!
Una zbiegła ze schodów i przytuliła mnie mocno. Ukradkiem wcisnęła mi do ręki swojego pluszowego misia z dwukolorowymi oczami i różowym krawatem, zupełnie ten na mojej szyi.
- Kocham Cię, staruszku. Nie zapominaj o tym.
- Też Cię kocham, smarkaczu. - Zmierzwiłem jej włosy i pobiegłem do auta,  po drodze wkładając pluszaka do plecaka.
*          *          *
 W połowie drogi stanęliśmy w korku. Spojrzałem na telefon. Z nerwów trzęsły mi się nogi.
- Mamo, pociąg zaraz odjeżdża! - Zawołałem, jakbyśmy mieli przez to dojechać szybciej.
- Nie martw się, pojedziesz kolejnym. - Uspokoiła mnie nie odrywając wzroku od drogi. Problem w tym, że tamtego dnia po interesującej mnie trasie poruszał się tylko ten jeden pociąg. Nowa szkoła była zbyt daleko, żeby mama znalazła czas i środkina odwiezienie mnie. Nadal liczyliśmy każdy grosz, a ona cały czas pracowała na 1,5 etatu. Co prawda proponowałem jej, że pójdę do pracy zamiast do szkoły, ale kategorycznie mi zabroniła mówiąc, że powoli wychodzimy z finansowego dołka. Mimo jej zapewnień obawiałem się, że po prostu nie chciała mnie martwić. W końcu nadal liczyliśmy każdy grosz, a ostatnio słyszałem jak w nocy przez telefon mówiła koleżance, że chyba weźmie kolejne 0,5 zmiany.
Ze względu na koszta zarezerwowałem przejazd klasą ekonomiczną, w dodatku najtańszym możliwym pociągiem.
Zacisnąłem pięść znowu wracając myślami do mojego środka transportu. Ja to umiem zepsuć sobie dzień.
Auto zatrzymało się na parkingu tuż obok dworca kolejowego. Wyciągnąłem walizki z bagażnika i ze zwieszoną głową pociągnąłem część ze sobą na peron. Mama zaraz podążyła za mną z resztą toreb, uprzednio zamykając auto.  Dopiero teraz poczułem jak bardzo na dworze było zimno o tej porze. Podczas oddychania z moich ust wydobywała się para, a ja miałem na sobie tylko cienką bluzę. Zacząłem się trząść.
Jednak kiedy doszliśmy na miejsce, nareszcie czekała mnie miła niespodzianka. Prawdopodobnie jakaś część lokomotywy uległa uszkodzeniu i trzeba było ją wymienić, bo pociąg nadal stał. Miał właśnie odjeżdżać.
Puściłem się biegiem, a mama pobiegła tuż za mną prawie dotrzymując mi kroku. Ostatni pasażerowie już wsiedli, lokomotywa zagwizdała, nadal została mi ostatnia prosta.
Przyspieszyłem jeszcze bardziej i dosłownie wskoczyłem do pociągu. Przy okazji potknąłem się o próg i razem z torbami przeturlałem po podłodze wagonu. Udało mi się. Jakimś cudem.
Kilka osób zaczęło się śmiać. Nie dziwiłem im się, musiałem wyglądać przekomicznie, dodatkowo biorąc pod uwagę moje ubranie. Wstałem i otrzepałem się. Potwornie rozbolała mnie prawa noga, ale chyba nie była złamana. Dokulałem do drzwi pociągu, żeby odebrać od mamy resztę walizek. Nie skomentowała mojego upadku, ale wiedziałem, że wieczorem będzie mnie wypytywać czy nic mi się nie stało.
Znalazłem wolne miejsce i odetchnąłem głęboko kilka razy. Chłód kłuł mnie w płuca.
Przyjżałem się moim rzeczom. Mógłbym przysiąc, że wcześniej walizek było więcej. Sprawdziłem stan bagażu. Rzeczywiście, brakowało paru walizek, w tym jednej z zimową kurtką. Ile bym dał za zimową kurtkę... Położyłem na kratce nade mną wszystko poza bagażem podręcznym. Potrzebowałem dłuższej chwili, by upchnąć wszystkie rzeczy tak, by nie spadały.
Nie jechało ze mną zbyt wiele osób. Mimo to cały czas czułem na sobie spojrzenia innych. Oparcia nie były zbyt wysokie, nie zapewniały prywatności. W dodatku w środku było prawie tak zimno jak na zewnątrz. Uroki najtańszej linii kolejowej w Japonii.
Przyciągnąłem nogi do tułowia, żeby zachować trochę ciepła. Zająłem się też kwestią wyglądu. Zawiązałem krawat, żeby wyglądać chociaż trochę znośniej. Niestety nic nie mogłem poradzić na to, że spod zielonej koszulki wystawała mi różowa piżama w czerwone serduszka.
Wziąłem telefon w celu sprawdzenia jak wyglądam. Z przerażenia prawie go upuściłem. Miałem ogromne wory i przekrwione oczy, potargane włosy, a od zimna również wściekle różowe policzki i nos.
Sięgnąłem do plecaka po rękawiczki i czapkę. Nie uśmiechało mi się stracenie palców. Poza tym, źle się czułem bez nich w miejscach publicznych. Niektórzy ludzie dziwnie patrzyli na chłopaka z hybrydami na paznokciach. Musiałem też zasłonić czymś mój cudowny fryz.
Chciałem się czymś zająć, więc sięgnąłem po słuchawki, ale najwidoczniej zapomniałem ich wziąć. Podobnie jak szczotki do włosów.
Szczerze bałem się sprawdzić, czy zabrałem ze sobą ładowarkę, więc na wszelki wypadek wyłączyłem telefon i spojrzałem na krajobraz po mojej prawej stronie, który swoją drogą był całkiem przyjemny dla oka. Pozostało mi spędzić podróż na tradycyjnym gapieniu się w okno.
Po jakimś czasie zaczęło burczeć mi w brzuchu. Postanowiłem, że kupię sobie coś na miejscu, ale na dobitkę, kiedy sięgnąłem do kieszeni spodni, nie było tam portfela. Musiałem wytrzymać z pustym żołądkiem.
Jak łatwo się domyślić, nie należałem do ludzi wytrzymałych. Już po kilku minutach przeszukiwałem wszystkie torby, żeby znaleźć jakieś chrupki, czekoladki, chociaż drobniaki na bułkę. Nie znalazłem nic.
No cóż, przynajmniej z moimi butami wszystko było w porządku.
*          *          *
Podróż ciągnęła się niemiłosiernie. Na szczęście kilka godzin później konduktor wymówił nazwę mojej stacji. Bez ociągania wstałem, zabrałem moje rzeczy i wyszedłem.
Na zewnątrz było znacznie cieplej niż wcześniej. Na całe szczęście, bo musiałem cignąć ze sobą wszystkie moje rzeczy, co nie należało wcale do łatwych zadań. Przynajmniej mama powiedziała, żebym nie martwił się bagażami. Może miała tu kogoś znajomego, kogo poprosiła o pomoc w przeniesieniu perkusji i gitary.
Obyło się bez błądzenia. W miarę szybko udało mi się znaleźć drogę do mojej nowej szkoły. Budynek majaczył na końcu długiej ulicy. Był o wiele większy i nowocześniejszy niż się spodziewałem. Nigdy nie widziałem tak wielkiego kompleksu, nawet z bardzo daleka.
Im bliżej byłem, tym bardziej ogrom budynku mnie przytłaczał. Z coraz mniejszą pewnością siebie przekroczyłem główną bramę i skierowałem się prosto do szkoły, mijając kilka niedawno pomalowanych ławek.
Zdziwiła mnie wszechobecna pustka. Spodziewałem się, że wszystko tutaj będzie tętnić życiem. Tymczasem pewnie byłem jednym z pierwszych uczniów, którzy tu dotarli. Kolejni mieli zjeżdżać się przez następny miesiąc.
Zawahałem się przed głównymi drzwiami. Zastanawiałem się, czy mogę tak po prostu wejść. Potem zapukałem kilka razy, ale nikt mi nie otworzył.
Spojrzałem na zegarek. Było parę minut po dziewiątej, więc teoretycznie, pokoje powinny już być przydzielone. W końcu zmotywowany chłodem wciąż panującym na zewnątrz, mimo lęku nacisnąłem klamkę. Drzwi były otwarte, poruszyły się bezszelestnie. Widać gołym okiem, że niewiele osób z nich jeszcze korzystało.
Na szczęście w środku było znacznie cieplej. Szybko zmierzyłem wzrokiem obie strony korytarza. Nikogo ani śladu.
Urządziłem sobie spacer zapoznawczy mający na celu odnalezienie sekretariatu. Na szczęście nie było to zbyt trudne.
Drzwi znajdowały się w bardzo obszernym holu. Pod ścianą znajdował się kolejny rząd ławek.
Tym razem już trochę pewniej wszedłem do środka.
- Dzień dobry, jestem nowym uczniem. - Rzuciłem szybko do sekretarza. Pierwszy kontakt z obcym człowiekiem zawsze był dla mnie najgorszy.
Ten nie trudził się odpowiadaniem, tylko szybkim ruchem ręki nakazał mi się zbliżyć.
- Powinien mnie pan znaleźć pod VY2 - Wyjaśniłem zanim zapytał. Po tym przez jakiś czas przeglądał stos kartek, sącząc przy tym świeżą kawę.
Tymczasem z drzwi obok wyłonił się przesympatycznie wyglądający mężczyzna. Uśmiechnął się szeroko i podał mi dłoń.
- Witam kolejnego ucznia! Nazywam się Majitsu, jestem tutaj dyrektorem.
Wstrzymałem na chwilę oddech, nie do końca rozumiejąc. Potem jego słowa do mnie dotarły i potrząsnąłem energicznie jego ręką.
- Mi również miło pana poznać...
- Pokój 11, tu masz klucze. - Mężczyzna zza lady wybawił mnie z opresji. - Z tego co pamiętam, jeden chłopak już się zameldował.
Poczułem ulgę, kiedy znalazł na liście moje nazwisko. Ale kim był współlokator?
Zamierzałem już wyjść, ale sekretarz znowu się odezwał:
- Czekaj, jeszcze podpisy.
Zwróciłem czerwony jak burak. Przecież musiałem podpisać potwierdzenia przyjazdu i odebrania pokoju. Zawróciłem i złożyłem dwa wyraźne podpisy we wskazanym miejscu. Dyrektor przez jakiś czas stał obok i uśmiechał się, jakby nadzorując, czy cała procedura przebiega prawidłowo, ale w pewnym momencie po prostu zniknął w swoim gabinecie.
Potem sekretarz jeszcze przez chwilę mierzył mnie wzrokiem.
- I ogarnij się chłopie, bo wyglądasz jak jedno wielkie nieszczęście.
Poczułem, że rumienię się jeszcze bardziej, o ile było to w ogóle możliwe. Już wiem dlaczego obaj mężczyźni tak uważnie mnie obserwowali. Upewniwszy się, że nikt już niczego ode mnie nie chce, czym prędzej skierowałem się do wyjścia.
- Przepraszam, gdzie znajdę mój pokój? - Zapytałem stojąc w drzwiach.
- Mapa jest naprzeciwko, znajdź skrzydło mieszkalne. Dalej sobie poradzisz. - Nawet nie podniósł na mnie wzroku.
Po przestudiowaniu planu szkoły, prędko znalazłem miejsce, o którym wspominał mi sekretarz. Musiałem przejść długą drogę, ale wędrówka modernistycznymi korytarzami była czystą przyjemnością.
Zahaczyłem o stołówkę z nadzieją na posiłek korzystając z faktu, że znajdowała się po drodze. Na drzwiach wywieszono tylko napis "Śniadania dzisiaj w szkole nie serwujemy. Obiady od 12:45". Cudownie.
Nietrudno było mi znaleźć mój pokój. Włożyłem klucz do zamka, dał się przekręcić bez problemu.
Zajrzałem nieśmiało do pokoju spodziewając się, że zastanę tam tajemniczego chłopaka, z którym miałem teraz mieszkać. Jednak zastałem tylko jego rzeczy. Cześć zostawił na dolnym łóżku po prawej, a część położył po drugiej stronie pomieszczenia. Nie rozpakował ich, musiał się gdzieś spieszyć.
Ja postanowiłem załatwić kwestie wprowadzkowe od razu. Z myślą o pozostałych postarałem się zająć dokładnie jedną czwartą pozostawionego nam miejsca. Nie wyjmowałem nic ponad to. Potem przeszedłem do wyboru łóżka. Współlokator zajął dolne łóżko po prawej. Wspiąłem się po przepięknych szarych schodkach prowadzących do górnych łóżek, rzuciłem torbę na łóżko centralnie mad tym już zajętym i, korzystając z tego, że jestem sam, zdjąłem koszulę i piżamę. Byłem wyczerpany, wreszcie mogłem odpocząć. Schowałem się całkowicie pod pościel. Zasnąłem wyjątkowo szybko kompletnie zapominając o zamknięciu drzwi.
Obudziły mnie ciche kroki. Ktoś był w pokoju. Mimo, że starał się nie robić hałasu, chyba nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności. Rozważałem różne opcje, jednak postanowiłem wychylić się i przyjrzeć nieznajomemu.
Wysoki, w miarę dobrze zbudowany chłopak pochylał się nad swoją walizką i najwyraźniej czegoś szukał. Piękne, niebieskie włosy idealnie komponowały się z jego ubraniem.
Mimo, że jeszcze nie widziałem jego twarzy, patrząc na niego odczułem dziwne ciepło w środku. Poczułem się, jakby mój żołądek wykonał salto. Nie było to całkowicie przyjemne uczucie. Nie potrafiłem go stłumić.
A potem nieznajomy wyciągnął z walizki batona, ktorego otworzył, ugryzł i wciąż trzymając go w ręce, ponownie zaczął grzebać w bagażu. Mój żołądek ponownie zrobił fikołka, tym razem z głodu.
Po prostu musiałem zjeść tego batona.
Najciszej jak potrafiłem zwlokłem się z łóżka i podkradłem to zajętego sobą chłopaka.
Zanim zdążyłem przemyśleć to, co robię, nachyliłem się i już miałem ukraść kawałek kiedy zauważyłem, że zamyka walizkę. Nie było czasu na ucieczkę, musiałem coś wymyślić.
Sparaliżowany strachem nie mogłem się ruszyć i tylko zastygłem w miejscu. Wtedy obcy się odwrócił.
Kiedy mnie zobaczył aż podskoczył. Był bardziej zaskoczony niż przerażony, ale mimo to cofając się prawie przewrócił się o swój bagaż. Nie wiedziałem co mam robić.
Pod presją chwili klęknąłem i złapałem go za rękę.
- Witaj, mój książę.
Dlaczego akurat to musiały być pierwsze słowa jakie przyszły mi do głowy? Czułem jak się rumienię. Chłopak znieruchomiał i zmierzył mnie wzrokiem. Wykorzystałem okazję, nachyliłem się i ugryzłem batonika.
Po tym wstałem jakby nigdy nic. Siliłem się na spokój. Chciałem poprawić koszulkę, ale moja ręka napotkała tylko różowy krawat. Przypomniałem sobie, że kiedy szedłem spać, zdjąłem ubrania. Od pasa w górę byłem nagi. Spiąłem wszystkie mięśnie. Kolejny raz dzisiaj odniosłem wrażenie, że moje policzki zapłonęły żywym ogniem.
Niebieskowłosy nie spuszczał ze mnie wzroku. Wbiłem wzrok w ziemię.
- Sorry, byłem głodny. Po prostu... Nic dzisiaj nie jadłem, bo...
- Ah, no... To trzymaj. - uśmiechnął się przyjaźnie i wyciągnął ku mnie rękę z nadgryzionym batonem. - Mam jeszcze kilka.
Zabrałem od niego mój pierwszy dzisiejszy posiłek, ale byłem zbyt zestresowany, żeby teraz jeść. W głębi ducha szczerze dziękowałem mu, że nie skomentował mojego wyglądu.
Chłopak tymczasem znowu zajrzał do walizki i wyjął z niej kolejnego batonika.
Niesamowite, że po takiej akcji był spokojny. Mi trzęsły się ręce, nogi miałem jak z waty. Bałem się, że zaraz zemdleję. W dodatku stałem i gapiłem się na niego samemu będąc półnagim. Nie chciałem wyjść na tchórza i zasłonić się czymś. Przecież... Chłopcy normalnie chodzą bez koszulek, nie? Musiałem się do tego przyzwyczaić.
- Jestem KAITO. - Nareszcie przerwał niezręczną ciszę.
- VY2... Yuuma.
- To... Chciałbym cię trochę lepiej poznać i spędzić z tobą więcej czasu, w końcu mamy mieszkać razem przez następne kilka miesięcy, ale obiecałem jeszcze pomóc w kilku rzeczach i muszę zaraz wyjść.
Słysząc przepraczający ton uznałem, że nie żywi do mnie urazy i odważyłem spojrzeć mu w oczy. W tym świetle przybrały cudowny, lazurowy odcień. Miał cudowną, jasną cerę i wyraźnie zarysowane rysy twarzy. Szczerze mówiąc, kiedy go obserwowałem, myślałem, że był wyższy. Tym czasem, to ja przewyższałem go wzrostem.
Wiedząc, że pewnie już z nim dzisiaj nie pogadam, zawróciłem w stronę swojego łóżka.
- Spoko... W takim razie cześć.
Zanim zacząłem ponownie zbierać się do snu, chciałem ubrać koszulę, by uniknąć kolejnych wpadek. Zapinałem właśnie guziki, kiedy wychodzący KAITO w ostatniej chwili odwrócił się do mnie.
- W razie czego będę przy sali gimnastycznej.
Nie odważyłem się zapytać, ale miałem nadzieję, że widząc moje błagalne spojrzenie, zrozumie aluzję. Przez chwilę na mnie patrzył, niepewnie dodał:
- Chyba, że chcesz iść ze mną.
Błyskawicznie zrównałem się z chłopakiem. Mając jednak świadomość, że to nie wyglądało, spróbowałem się zreflektować.
Zamiast cieszyć się jak małe dziecko, że komuś się przydam, spróbowałem sprawić wrażenie beztroskiego. Przeczesałem różowe kołtuny dłonią i rozluźniłem się nieco, ale przez zaciśnięte gardło wydusiłem jedynie "Spoko".
KAITO dzielnie udawał, że nie zauważył mojego dziwnego zachowania, ale widziałem, jak uśmiecha się pod nosem.

(Kaito?)

wtorek, 19 grudnia 2017

Od KAITO "Pierwszy dzień, pierwsza wpadka" cz. 1 (cd. Yuuma)

 Shiwasu (grudzień) 2015 r.
Samolot doleciał dzień przed pierwszym otwieraniem szkoły, więc jako, że musiałem przybyć tu całkiem sam i nie miałem żadnej rodziny w okolicach Tokio, postanowiłem samodzielnie znaleźć jakiś motel. Było tego w pobliżu całe mnóstwo, więc obyło się bez problemów. Niedrogi pokój okazał się być ciasną klitką, ale mnie to nie przeszkadzało - grunt, że gdzie miałem gdzie spędzić noc.
Na rano zabrałem swoją walizkę i czym prędzej pognałem pod budynek Akademii. Był jasny, widocznie wybudowany niedawno, może w zeszłym roku. Było dość chłodno, więc siedząc w cienkiej kurtce jesiennej nie wytrzymałem zbyt długo. Poza tym przerastała mnie własna ciekawość. Wdrapywałem się na ławki przed wejściem, by zerknąć przez nieskazitelnie czyste okna do nowocześnie urządzonych sal lekcyjnych. Im dłużej przeglądałem się przedmiotom ustawionym tam, tym bardziej zaciekawiony się stawałem. Zawsze marzyłem o dostaniu się do prestiżowej szkoły, rozpoczęciu kariery muzycznej... Kochałem robić to, co robię, więc pragnąłem połączyć jakoś naukę na wysokim poziomie z hobby. Jak widać udało mi się to lepiej, niż bym się spodziewał. Nawet, jeśli jest mi dane uczyć się zaledwie rok. Mam zamiar dać z siebie absolutnie wszystko.
Zeskoczyłem z ostatniej ławki, na którą mogłem wleźć by zajrzeć do klasy, obróciłem się... i dostrzegłem uśmiechającą się do mnie kobietę. Ramiona miała skrzyżowane na piersi, pewnie zastanawiała się, co robię. Poczułem rumieniec wstępujący na moje policzki.
- Dzień dobry - rzekłem szybko.
- Dzień dobry - odparła, nie spuszczając ze mnie wzroku. Czułem się tak, jakby przeszywała mnie nim na wylot - Jestem pani Hikiru, będę uczyć japońskiego. Nowy uczeń?
- T-tak... miło poznać - powiedziałem, siląc się na uśmiech. Wciąż czułem się głupio z powodu mojej wpadki.
- Drzwi są otwarte.
Spojrzałem na przeszklone wejście główne. Nawet ich nie sprawdziłem, zakładając, że jeszcze są zamknięte. Rzeczywiście pani Hikiru musiała wyjść właśnie stamtąd, bo inaczej nie miałaby na sobie tylko luźnej bluzki, spódnicy i cienkiego swetra za kolana. Zrobiło mi się tym bardziej głupio.
- Przecież rejestracja jest dopiero za około dwie godziny...
- Właśnie, rejestracja - zaśmiała się i otworzyła drzwi - Zapraszam.
Pospiesznie chwyciłem za rączkę walizki i czym prędzej zaciągnąłem ją do środka.
- Możesz poczekać na ławeczce na holu - oznajmiła, wskazując w kierunku hali, która była niemal wielkości mojej sali gimnastycznej w poprzedniej szkole. Ze zdumienia aż otworzyłem szerzej oczy. - Niebawem powinniśmy wstawić pufy, ale póki co musimy zadowolić się tym, co jest.
Miałem ochotę chwycić się za głowę z wrażenia. Dopiero niedawno mama dostała awans w pracy, który nadawał możliwości dostania się do lepszej szkoły, niż pierwsze lepsze publiczne liceum. Nagle zaczęło się nam powodzić lepiej. Kaiko bardzo chciała lecieć ze mną, ale póki co nie dostała pozwolenia od dyrekcji - odrzucono jej demo. Jest prawdopodobnie tak samo zawzięta jak ja, więc zdecydowała że będzie próbować dalej... Poza tym jest młodsza, więc mama niezbyt chętnie przystała na propozycję choćby spróbowania. Ja już teraz wiedziałem, że pojawienie się tutaj nie było błędem. Zapowiadało się wyśmienicie.
- Yuri! Mamy pierwszego ucznia - oświadczyła pani Hikiru, wchodząc do jednego z pomieszczeń. Nad otwartymi drzwiami widniał napis "sekretariat". Zatrzymałem się w drzwiach. Za recepcją siedział niewyspany mężczyzna z kubkiem kawy obok własnego łokcia. Powiedziałem ciche "dzień dobry" i czekałem na dalszy przebieg wydarzeń. Zaraz zza drzwi po lewej wyłonił się mężczyzna, którego skądś kojarzyłem...
- Witam, witam! Jestem pan Majitsu, dyrektor Akademii Vocaloidu.
"Ach, to stąd go kojarzę" - pomyślałem speszony, przypominając sobie galerię zdjęć na stronie szkoły, ale uśmiechnąłem się przyjaźnie.
- Panią wicedyrektor pewnie już poznałeś...
"A pani Hikiru to... no świetnie, ośmieszyłem się przed nią już na dzień dobry" - przeszło mi przez myśl.
- Wyglądasz na pomocnego i silnego chłopaka, pomożesz nam nieco w przygotowaniach. W nagrodę za tak wczesne przyjechanie dostaniesz wydruk planu wszystkich pomieszczeń.
Myślałem, że z wrażenia otworzę usta.
- Pokój dopiero dostaniesz o dziewiątej, bo nadal nie mamy poopisywanych wszystkich kluczy - wyjaśniła pani Hikiru. W tym czasie dyrektor poszedł po coś do swojego gabinetu. Wrócił z pokaźnym kartonem.
- Idź do woźnego, ma swój kantorek piętro niżej. Jest podpisany, więc powinieneś trafić bez problemu. On ci powie, co dalej. Jak wrócisz, plan szkoły powinien się już wydrukować.
Skinąłem głową, przyjąłem karton, który okazał się być cięższy niż sądziłem, a następnie wyszedłem z sekretariatu. Znalezienie schodów zajęło mi dłuższą chwilę, ale ostatecznie dotarłem do celu. Wyglądało na to, że piwnica nadal nie była całkiem wysprzątana po remoncie. Wszędzie walały się jakieś pędzle, śmierdziało farbą, a podłoga była brudna od kurzu. Wyglądało na to, że wiercili dziury w ścianach, by przymocować do nich ozdobne drewno. Mimo panującego chaosu, wszystko wyglądało na wyszukane. Musieli wynająć naprawdę dobrego projektanta wnętrz.
- Witaj, chłopcze - oznajmił całkiem młodo wyglądający mężczyzna, który pojawił się obok mnie nawet nie wiem kiedy. Początkowo trochę się zdziwiłem z powodu jego obecności, a dopiero po chwili zrozumiałem, że musi to być woźny. Widząc jego doskonale zbudowane mięśnie i całkiem przystojną twarz, oblałem się rumieńcem. Spodziewałem się raczej jakiegoś staruszka.
- Dzień dobry - przywitałem się grzecznie. Jego wzrok spoczął na kartonie. Uchylił wieko.
- O, Yuri załatwił mi w końcu te półki - Stwierdził zadowolony, po czym odebrał ode mnie karton - Dziękuję.
- Miałem w czymś pomóc.
- Och - wyrwało mu się - Pewnie chciał żebyś się czymś zajął i się nie nudził.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, więc po prostu czekałem. Odłożył karton z deskami obok wejścia do kantorka i zamyślił się. W końcu wykonał energiczny ruch ręką i wręczył mi miotłę.
- Możesz pozamiatać.
Nie musiał dwa razy powtarzać. Natychmiast zabrałem się do pracy, rozumiejąc, że ma na myśli piwnicę.
Na podobnych zajęciach zleciało mi kilka dobrych godzin. Na końcu byłem brudny od wszechobecnego kurzu i zmęczony ciągłym skakaniu po drabinach oraz machaniem zmiotką gdzie popadnie. Nawet zapomniałem o obiecanym planie budynku, więc kiedy wdrapałem się do góry, by odebrać swój plecak, w którym miałem wodę, zdziwił mnie trochę widok uśmiechniętego pana Majitsu, ściskającego w dłoni kartkę papieru. Wyciągnął ją ku mnie, więc niepewnie przyjąłem podarek. Dopiero po chwili przypomniałem sobie o obiecywanej nagrodzie.
- Dziękuję.
Uniósł kciuk w górę i ponownie zniknął w gabinecie.
- Za dziesięć minut możesz przyjść po klucz do pokoju - odezwał się leniwym głosem sekretarz. Dopiero wtedy zerknąłem na godzinę na zegarku. Zbliżała się dziewiąta. "Ależ ten czas leci" - przeszło mi przez myśl. Postanowiłem poczekać na holu, żeby nie przegapić pierwszej minuty rozdawania pokoi. Podobno mieliśmy być podzieleni klasami. Zastanawiało mnie, jak mogą wyglądać sypialnie. Nie widziałem ich przez okna, ale zapewne prezentowały się równie interesująco, co wszystkie mijane przeze mnie już pomieszczenia. Na chwilę obecną byłem oczarowany.
Gdy nadeszła dziewiąta, wszedłem do gabinetu.
- Nazwisko? - zapytał sekretarz. Nawet na mnie nie patrzył.
- Shion. Kaito.
- Podpisz to i to - mówiąc to, przysunął do mnie dwie kartki. Nie musiałem się dokładnie wczytywać, by wiedzieć, że to po prostu potwierdzenie przyjazdu oraz odebrania pokoju. Złożyłem podpis zamaszystym ruchem ręki. Później wręczył mi kluczyk. Orientowałem się już mniej więcej, gdzie jest skrzydło mieszkalne, choćby na podstawie wręczonego planu, który uważnie oglądałem siedząc na holu, więc dotarłem bez problemu.
Pokój był przestrzenny, trochę chłodny, utrzymany w odcieniach szarości z akcentem czerwieni w postaci lustra w ramie o tym kolorze. Pod ścianą znajdowały się cztery masywne łóżka piętrowe. Nie zastanawiałem się nawet nad wyborem miejsca, wziąłem pierwsze lepsze, byleby nie na górze. Nie przepadałem za takimi. Nie zawracałem sobie też głowy rozpakowaniem się, po prostu zostawiłem rzeczy. Obiecywałem jeszcze pomóc woźnemu.
Do pokoju wszedłem dopiero za godzinę, ale tylko na chwilę. Musiałem wziąć gumkę recepturkę, której brakowało na dole. Wiedziałem, że zabrałem ze sobą kilka do akademika. Wtedy mój wzrok przykuły cudze bagaże postawione nieopodal moich, jednak nigdzie nie wypatrzyłem właściciela. Może wyszedł. Przez kolejne pół godziny pracy w piwnicy rozmyślałem o tym, jaki może być mój współlokator, bo po zauważonych przeze mnie niedbale rzuconych na wpół opróżnionych torbach nie potrafiłem niczego konkretnego powiedzieć o właścicielu. Później ponownie pojawiłem się w pokoju, bo nieco zgłodniałem...

<Yuuma?>

poniedziałek, 18 grudnia 2017

Od Ritsu "Zostałam sama" cz. 3 (cd. Luka)

Shiwasu (grudzień) 2015 r.

Siedziałam w pokoju dość długo, bo w końcu musiałam starannie ułożyć swoje rzeczy do szafy oraz obejrzeć każdy kąt, by jak najlepiej zorientować się w miejscu, do którego trafiłam. Ostatecznie najwięcej zajęło mi siedzenie i patrzenie w ścianę oraz rozmyślanie, co będzie dalej. Na razie spotkałam jedną, ale za to bardzo miłą osobę. Miałam olbrzymią nadzieję, że inni też tacy będą. Trochę się denerwowałam, ale to nic. Będzie dobrze. Na pewno.
Gdy nogi zaczynały mi powoli cierpnąć, gwałtownie zerwałam się z łóżka, które sobie sama przydzieliłam. O mało nie spadłam z drabinki. Okazała się być bardziej śliska, niż sądziłam. Następnie wsunęłam na stopy swoje buciki na stukających obcasach i wyszłam z pokoju. Długo rozważałam możliwość wyjścia, bo nie powiem, odrobinę się bałam. Nie chciałam zawracać głowy KAITO, zatem na spacerek po korytarzach musiałam iść całkiem sama.
Analizowałam pospiesznie plan budynku, kiedy ze zdumieniem ujrzałam strzałkę, która prowadziła na... akademicki basen. Lekcje tam mogą się okazać problematyczne. Mimo tej świadomości, koniecznie chciałam go zobaczyć. By tam dotrzeć, musiałam iść przez hol, a później szkolny park, więc wróciłam się po jakiś pasujący żakiet, a następnie pospieszyłam w kierunku wyznaczonym przez mapkę.
Byłam w połowie drogi, gdy usłyszałam za sobą obcy, kobiecy głos:
- Hej! Możesz tu podejść?
Sądząc, że to jakaś nauczycielka, odwróciłam się powoli, ale wtedy zobaczyłam, że miała ze sobą walizkę. Poczułam się zagubiona. Miała zdecydowanie dorosłą sylwetkę, ubiór i dopasowany kolor włosów, a efektowność jej wyniosłego wyrazu twarzy pogłębiały przyciemniane okulary założone na głowę. Chyba były tam tylko do celu ozdobnego. Dała zniecierpliwiony gest dłonią, że to o mnie chodzi, więc przełknęłam ślinę i zbiegłam po tych kilku schodkach, które nas dzieliły.
- Nie wiesz jak trafić do skrzydła mieszkalnego? - zapytała.
- To niedaleko. Wystarczy tylko... iść w lewo... nie, prawo. A może lewo...? Nie, skręcić. Prosto - mówiłam, całkowicie zapominając, co miałam do przekazania. Obecność osoby, której nie umiałam dobrze ocenić nawet pod względem wieku była bardzo nieprzyjemna. Niezręczna. Sama nie wiedziałam jak to nazwać.
- Może po prostu mnie zaprowadzisz? - odezwała się, przerywając moją chwilę zamyślenia. Musiałam być czerwona jak burak. Westchnęłam, otulając dłoniami łokcie. Nagle zrobiło mi się zimno. To chyba z nerwów.
- Dobrze - odpowiedziałam tylko.
Dłuższą chwilę szłyśmy w ciszy, co mnie trochę podniosło na duchu, bo uniknęłam kolejnej kompromitującej sytuacji. Niestety różowowłosa ostatecznie postanowiła się odezwać:
- Dlaczego tak sama spacerujesz?
- Po prostu zwiedzam szkołę - odparłam powoli, uważnie ważąc słowa. Nie chciałam strzelić kolejnej gafy.
- Zastanawia mnie, jak dasz sobie tu radę - powiedziała tonem, który zabrzmiał trochę lekceważąco. Kątem oka zauważyłam, że patrzyła przy tym w sufit. Postanowiłam odegrać się w ten sam sposób.
- Jestem bardzo dojrzała jak na swój wiek.
- Aha.
Moje policzki coraz bardziej płonęły. Zdałam sobie sprawę z tego, że nadal brzmię idiotycznie. Do końca drogi milczała, więc kiedy znalazłyśmy się w skrzydle mieszkalnym, postanowiłam cicho zapytać:
- Który pokój?
- Dwunasty.
- To obok mojego - Rzekłam z czystej grzeczności. Wskazałam palcem drzwi od swojego pokoju. Chyba powinniśmy być mimo wszystko dla siebie mili i sobie pomagać nawzajem, prawda...?
Jej odpowiedź stanowiło przeciągłe mruknięcie. Wygrzebała z kieszeni spodni brzęczący kluczyk i zaraz potem zniknęła za drzwiami swojego pokoju. Patrzyłam w ich kierunku dobrą chwilę, a następnie obróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie. Wypuściłam z płuc powietrze. Potrzebowałam wyjść na dwór. Mogłam zawsze odetchnąć idąc zobaczyć ten nieszczęsny basen.
Po drodze wachlowałam się ręką. Dopiero chłodny podmuch zimowego powietrza dał mi możliwość oddychania swobodniej. Kilka minut robiłam długie wdechy i wydechy, a następnie skierowałam się... no, właśnie, gdzie? Wiedziałam, że na basen, ale nie mogłam sobie przypomnieć, w którym kierunku by to miało być. Zatrzymałam się na środku zadbanego parku, a tak właściwie podwórza pokrytego szarą kostką i posadzonymi gdzieniegdzie drzewami. Miałam ochotę uderzyć się z całej siły w czoło. Nie widziałam żadnego innego planu szkoły, więc musiałam zawrócić do głównego budynku.
Zła na siebie zapatrzyłam się na swoje lśniące jeszcze nowością pantofle, gdy nagle z impetem ktoś na mnie wpadł. Odbiłam się od niego i upadłam na podłogę, aż rozbolały mnie pośladki. Miałam ochotę wyć z bólu, ale przecież jestem już duża. Zamiast tego zacisnęłam z całej siły zęby, policzyłam w myślach do trzech i otworzyłam oczy. Przede mną stała ta sama nieznajoma, która pytała mnie o drogę. Teraz uniosła idealnie wymuskane brwi i wyciągnęła do mnie rękę z zamiarem pomocy.
- Przepraszam - powiedziała chyba niezbyt szczerze.
Postanowiłam sama wstać. Jestem silna i niezależna. I wcale nie chciało mi się płakać.
- Skoro znowu na siebie wpadamy, to jestem Luka - przedstawiła się beznamiętnym tonem głosu.
- A ja Ritsu.
Znowu zrobiło się niezręcznie.

<Luka?>

niedziela, 17 grudnia 2017

Od Luki "Zostałam sama" cz.2 (cd. Ritsu)

Shiwasu (grudzień) 2015
Kółka mojej walizki wesoło pobrzękiwały na chodniku prowadzącym prosto do wejścia do szkoły...
Zaraz miałam rozpocząć naukę w prestiżowej szkole muzycznej. Nie mogłam uwierzyć, że udało mi się tu dostać!
Miałam ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy, reszta dojdzie lada dzień, w końcu nie mieszkałam aż tak daleko.
Otworzyłam drzwi i jak najszybciej skierowałam się do sekretariatu. Nie wiem, po co mi się tak spieszyło. Było już kilka godzin po przydzieleniu pokoi, ale pierwszego dnia i tak miało się pojawić tylko kilka osób.
Pewnym siebie krokiem podeszłam do znużonego mężczyzny siedzącego za ladą.
Nie wyglądał na zadowolonego z mojego przybycia.
- Usiądź sobie, chwilę to zajmie. Myślałem, że dzisiaj już wszyscy przyjechali.
Czy naprawdę było już aż tak późno? Skoro tak, dobrze, że przynajmniej nie wypędził mnie z kwitkiem.
Wyszłam i usiadłam na ławce przed sekretariatem. Ciekawe, ilu ludzi już przyjechało.
W końcu facet podszedł do mnie i podał mi klucze.
- Dwunastka, na razie jesteś sama. - Skwitował krótko dając mi znak do wymarszu.
Udałam się prosto przed siebie. Byłam pewna, że łatwo trafię do skrzydła mieszkalnego.
Po dość długim bezowocnym marszu, spostrzegłam na końcu korytarza jakąś małą dziewczynkę w sukience. Miała ładne, długie, czerwone włosy.
- Hej! Możesz tu podejść?
Kiedy się odwróciła, gestem dałam jej znać, że chodzi właśnie o nią.
Dość niechętnie skierowała się w moją stronę.
- Nie wiesz, jak trafić do skrzydła mieszkalnego?
- To niedaleko. Wystarczy tylko... - Spróbowała mi wytłumaczyć, ale zaczęła się trochę plątać. Przez to niewiele zrozumiałam.
- Może po prostu mnie zaprowadzisz? - zaproponowałam grzecznie.
- Dobrze. - Westchnęła zrezygnowana i zaczęła iść. Obawiałam się przez chwilę, że się zgubimy, ale na szczęście szła znacznie pewniej, niż mówiła.
- Dlaczego tak sama spacerujesz? - Zagadałam ją po drodze. Była w końcu jeszcze małym dzieckiem, ktoś powinien jej towarzyszyć.
- Po prostu zwiedzam szkołę. - Odniosłam wrażenie, że nie przypadłam jej do gustu.
- Zastanawia mnie, jak dasz sobie tu radę?
- Jestem bardzo dojrzała jak na swój wiek.
- Aha.
Niedługo potem znalazłyśmy się w skrzydle mieszkalnym.
- Który pokój?
- Dwunasty.
- To obok mojego. - Pokazała palcem odpowiednie drzwi, a potem zniknęła w pomieszczeniu ze srebrną czternastką.
Bardzo spodobał mi się mój pokój, który został urządzony w odcieniach czerni i bieli. Bez wahania wybrałam jedno z górnych łóżek.
Nie chciałam siedzieć bezczynnie, więc poszłam za przykładem mojej wcześniejszej przewodniczki i poszłam pozwiedzać.
Szkoła była o wiele większa niż wszystkie, w których do tej pory byłam. Wszystko było tu nowoczesne, nieużywane.
Szłam tak przez chwilę. W pewnej chwili zagapiłam się i wpadłam na kogoś. To znowu ta dziewczynka.

(Ritsu?)

sobota, 16 grudnia 2017

Od Ritsu "Zostałam sama" cz. 1 (cd. chętny/chętna)

Shiwasu (grudzień) 2015 r.
Okej, jestem w końcu w swojej wymarzonej szkole - pomyślałam, siadając na ławkę na holu i rozglądając się pobieżnie po najbliższej okolicy. Tutaj miałam poczekać ze swoimi walizkami, aż dostanę numer i klucz do swojego pokoju. W ramach oswojenia z nowym środowiskiem i lepszym poznaniem osób, z którymi mam się uczyć, mieliśmy przybyć już miesiąc prędzej. Najwyraźniej należałam do pierwszych, którzy przyjechali. Kolejni mieli się zebrać w najbliższych dniach. Było kompletnie cicho i pusto. Nie licząc niewyspanego mężczyzny, który siedział w sekretariacie i powiedział, co mam zrobić. Rodzice już pojechali, zostałam sama. Spieszyli się na pociąg powrotny. Nigdy się nie spóźniał, więc musieli być punktualnie...
- Ritsu, tak? - usłyszałam głos, który wystarczył mnie na tyle, że aż podskoczyłam i podniosłam głowę z szeroko otwartymi oczami. Niespełna metr dalej stał starszy ode mnie chłopak o intensywnie niebieskich włosach.
- T-tak... - powiedziałam cicho. Wyciągnął ku mnie dłoń.
- Jestem KAITO.
- Miło mi cię poznać... KAITO - rzekłam ledwo słyszalnie, ściskając delikatnie jego znacznie większą dłoń. Drugą ręką nerwowo ugniatałam rąbek falbanki sukienki.
- Która klasa? - zagadywał przyjaźnie.
- C...
- Och - szczerze się zdumiał. Spojrzałam na niego pytająco - Sądziłem, że masz więcej lat.
Uśmiechnęłam się delikatnie. Odwzajemnił to, jednak pewniej. Rozmowa jakoś się potoczyła. Wyniosłam z niej tyle, że przyjechał (czy raczej przyleciał) tutaj z daleka znacznie wcześniej niż ja. Był tu kompletnie sam. Jeśli wierzyć jego zapewnieniom, w pokojach czaiło się już kilka osób i nie jestem całkiem sama. Ta świadomość mnie nieco pokrzepiła.
Nawet nie zauważyliśmy, kiedy przyszedł ten mężczyzna z sekretariatu, by wręczyć mi klucz. Musiał stać tak dobrą chwilę, nim go spostrzegliśmy, za co bardzo przepraszałam. Było mi naprawdę głupio. Nie powinno się ignorować starszych.
- Nie boisz się zostawać sama, tak bez rodziców? - zapytał KAITO, gdy szliśmy do skrzydła mieszkalnego. Cieszyłam się w duchu, że mam przy sobie kogoś, kto już jest zorientowany w terenie. Ja zawsze miewałam z tym problem.
- Nie... nieszczególnie. Może później mi się przypomni, że jestem sama, ale podobno jestem bardzo dorosła jak na swój wiek - mówiłam szybko.
- Rozumiem - stwierdził, dotykając ręką co kilkadziesiąt centymetrów sufitu. Chłopak ten był naprawdę wysoki. Obserwowałam go kątem oka, gdy nagle dostrzegłam tabliczkę ze znakami oznaczającymi tyle, co "pomieszczenia mieszkalne". Przeszliśmy jeszcze kilkanaście metrów, a wtedy zatrzymałam swój wzrok na drzwiach ze srebrnym numerem czternaście.
- To tutaj - oświadczył KAITO, dostrzegając, że już zdołałam wypatrzeć miejsce, w którym miałam zamieszkać. Przyspieszyłam kroku, by czym prędzej przekręcić klucz w zamku. Poszło bez oporu. Wszystko było tutaj całkowicie nowe, widocznie jeszcze nieużywane.
Gdy uchyliłam drzwi, moim oczom ukazał się całkiem ładny, estetycznie urządzony pokój utrzymany w jasnych barwach oraz wyróżniającej się czerwieni. Weszłam do środka i z zaciekawieniem przyglądałam się każdemu calowi. Meble były białe, zasłony czarno-szare... podobało mi się. Cztery łóżka, co oznaczało trzech współlokatorów.
Usłyszałam, że KAITO odstawia moją walizkę. W momencie, gdy się obróciłam, akurat wyciągał z tylnej kieszeni spodni jakąś pomiętą kartkę. Studiował ją z uwagą dłuższą chwilę, a następnie oznajmił:
- Masz pokój z młodszą klasą.
- W porządku - powiedziałam cicho, a następnie dodałam - To pokój dla dziewczyn, tak?
- Tak... Dlaczego miałby być dla chłopców?
- A, nie ważne - pokręciłam głową na znak, by nie pytał. Czujnie przyglądał mi się jeszcze dobrą chwilę, a następnie jakby wytrącony z transu nieznacznie się otrząsnął.
- Too... ja już chyba będę się zbierać. Jakbyś czegoś potrzebowała, to będę albo na stołówce, albo w pokoju jedenastym, albo będę się gdzieś kręcić. Jakby co, to mapa całej szkoły jest mniej więcej naprzeciwko twojej sypialni.
- Jasne.
- Do zobaczenia - uśmiechnął się lekko i wycofał za drzwi. Pomachałam mu przyjaźnie. Uśmiechnął się jeszcze, a następnie zniknął mi z oczu.
Usiadłam na pierwszym lepszym łóżku. W końcu ktoś uszanował... uszanował mnie. Uwagi wpisane w karcie zgłoszeniowej przez mamę jednak na coś się zdały. Teraz pozostaje tylko mieć się na baczności i sprawić, by pozostali mieszkańcy pokoju nie wzięli mnie za dziwaczkę.

<Chętny lub chętna?>

Otwarcie

Po nieco ponad tygodniu tworzenia oświadczam, iż pełna wersja bloga jest uruchomiona!
Zapraszam do dołączania i życzę miłych chwil spędzonych w naszym gronie. :)