Shiwasu (grudzień) 2015 r.
Opowiadanie na event
- Nie musiałeś mi robić takiego wstydu! Jeszcze wyjdę na jakiegoś głupka co nie wie co się do niego mówi - syknął do mnie cicho Yuuma, choć słyszałem wyraźnie w jego tonie głosu żart. Nadal się uśmiechałem, mając przed oczami scenę z jego nierozumiejącym spojrzeniem wbitym w woźnego.
- Zacznijcie od parteru! - krzyknął za nami jeszcze pan Arakawa.
Po chwili znowu odezwał się Yuuma:
- A masz klucze do sal?
- Em... - zawahałem się. Nie, nie miałem - Może są otwarte?
- Może - Wzruszył ramionami, ale również zaczął wyglądać na spiętego.
- Najwyżej wrócimy się do woźnego - Zaśmiałem się - Przez ciebie się dekoncentruję i robię jakieś głupstwa.
Trochę się zawstydził, odwrócił głowę.
- Oj no, nie chciałem cię tym urazić.
- Nie uraziłeś - odrzekł spokojnie, ale przestał mieć tak radosny humor jak jeszcze chwilę temu. Trochę się zawiodłem.
- Wolę jak się śmiejesz - oświadczyłem po dłuższej chwili marszu, gdy byliśmy niemal pod salami. Nie odpowiedział. Nie patrzyłem na niego, więc nie mogłem wiedzieć jaką ma minę. Zamiast tego podszedłem do najbliższych drzwi sali lekcyjnej i nacisnąłem na klamkę. Na szczęście ustąpiła bez problemu, a drzwi się otworzyły. Odetchnąłem z ulgą.
- I co? Miałem rację. Ja to jednak jestem mądry - stwierdziłem, wchodząc do środka.
Nim jednak zabrałem się za wynoszenie zawartości pomieszczenia, pozwoliłem sobie na szybkie oględziny. Yuuma widząc, że zebrało mi się na zwiedzane, zrobił to samo.
- Sala do biologii? - zapytałem retorycznie, oglądając preparaty za szklaną szybą szafy stojącej na tyle sali. Wszystko wyglądało na nowe, całkiem nieużywane. Przeszło mi przez myśl, że dyrektor szkoły musiał mieć sporo pieniędzy. Aż dziw bierze, że zainwestował akurat w szkolnictwo, zainwestował w nas. Nadal było mi z tego powodu głupio. Nawet, jeśli była to szkoła prywatna i trzeba było zapłacić za pobyt.
- Patrz, tu są nawet rybki! - wykrzyknął Yuuma, wyrywając mnie z zamyślenia. Podszedłem bliżej. Rzeczywiście, po jednej ze ścian było całkiem spore akwarium z egzotycznymi rybami. Kolczatka, błazenek... - Węgorz?
- Chyba - oznajmiłem, w zdumieniu unosząc brwi.
- Chomik też jest. Na klatce ma wywieszoną tabliczkę z imieniem - mówił na nowo odzyskując energię. Tym razem tego już nie komentowałem, nie chciałem mu psuć humoru. Za to odwróciłem głowę i z zainteresowaniem szukałem wzrokiem klatki. Była złota i mieniła się w zimowym słońcu wpadającym przez częściowo zasłonięte roletami okna, postawiona na ławce obok biurka nauczyciela. Podszedłem bliżej i schyliłem się do malucha, który akurat obwąchiwał palec Yuumy. Gdy spróbował go ugryźć, z przestrachem odsunął dłoń, co wywołało u mnie kolejną falę śmiechu.
- To dlatego ma na imię Ząbek... - wymamrotał, patrząc z oburzeniem na szaro-brązowego gryzonia. Wyglądał na równie przestraszonego co VY2.
Ponownie przebiegłem wzrokiem po pomieszczeniu. Miało łagodny, miętowy kolor, szafki złote zawiasy i królował zadymiony odcień brązu. Było dobrze oświetlone, dość ciepłe, ale nie gorące. Ławki były jednoosobowe o standardowym ustawieniu, co mnie rozczarowało, bo liczyłem na mieszczące weźmy na to trzech uczniów... Pomimo tego wyraźnie odczułem to, że rzeczywiście musieli zatrudnić do zaprojektowania szkoły bardzo dobrego designera.
Gdy zwróciłem głowę w kierunku nowego kolegi, ze zdumieniem zauważyłem, że rozsiadł się w wygodnie wyglądającym w fotelu nauczyciela. Właściwie to na wpół leżał, a dłonie miał splecione na brzuchu.
- Co ty robisz?
- Zawsze chciałem to zrobić - odpowiedział, wzruszając ramionami. Otworzyłem usta, by coś powiedzieć, ale w sumie nie wiedziałem co. Nie dziwiłem mu się.
- Tylko zaraz zejdź, ja też chcę.
Odchylił się nieco na fotelu, wzdychając i zamykając oczy, a następnie oznajmił sennym głosem:
- Możesz zawsze usiąść na mnie.
Uniosłem brwi zaskoczony, ale interpretując to jako kolejną część żartowania, pokiwałem głową z malującym się przesadzonym uznaniem na twarzy.
- Brzmi sensownie. Rozważę tę propozycję.
Uniósł głowę i zamrugał. Zapewne nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
- Spokojnie, nie zrobię tego, bo jeszcze cię rozpłaszczę - Roześmiałem się.
- O co ci chodzi? Przecież się nie boję - prychnął.
- Oj, uważaj, bo jeszcze to zrobię - Pogroziłem mu palcem. Nie wyglądał na poruszonego - Co napiszą w gazecie? Zmarł, bo kumpel na nim usiadł?
- Gadasz, jakbyś ważył ze sto kilo. Skąd u ciebie taka niska samoocena?
No i teraz mnie zamurowało. Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć, więc zbierając myśli zmarszczyłem brwi w konsternacji, przełknąłem ślinę i pokręciłem głową.
- Nie mam niskiej samooceny.
Może kłamałem. Sam nie wiedziałem. Wolałem się nad tym nie zastanawiać, a już na pewno nie teraz.
- A więc siadaj - Poklepał się po udzie. Skrzyżowałem ramiona na piersi.
- Będziesz tego żałować - Po czym szybko do niego podszedłem, zrobiłem zwrot na pięcie i... zrobiłem to, o co się prosił. Rozsiadłem się w podobny sposób co on wcześniej. Yuuma posłużył mi jako oparcie. Poczułem, jak napięły się jego wszystkie mięśnie i wypuścił z płuc powietrze.
- Trochę kościsty... ale może być - skomentowałem, robiąc sobie z jego rąk podłokietniki.
- Ta, ja jestem kościsty, a ty niski - Zaśmiał się nerwowo.
- Nie jestem niski - oburzyłem się - To po prostu ty jesteś olbrzymem.
- Wcale nie. To ty jesteś karłem. - Rozluźniwszy się trochę, parsknął udając obrażonego.
- Więc jak wyjaśnisz to, że jestem wyższy od większości ludzi?
- Nie zadawaj pytań na które nie chcesz znać odpowiedzi.
- Właśnie, że chcę - uparłem się.
- No cóż, życie. Dla mnie zawsze będziesz mały.
Prychnąłem. Jak w takim razie nazywa wszystkich innych? Pokręciłem głową z dezaprobatą, nagle przypomniawszy sobie powód naszego przybycia tutaj.
- Tak w ogóle to mieliśmy nosić stoły.
Yuu ku mojej lekkiej irytacji ułożył się jeszcze wygodniej i splótł ręce z tyłu głowy.
- Mnie tam pasuje tak jak jest.
- A co jeśli pan Arakawa na nas czeka, a my się wydurniamy? - Ułożyłem nogi tak, bym mógł w każdej chwili wstać.
- Maaamy jeszcze czas - oznajmił rozleniwionym głosem - Przecież nie jesteśmy jedynymi, którzy pomagają.
- Widziałeś jeszcze kogoś, kto by miał nosić stoły?
Yuuma po chwili namysłu westchnął ciężko.
- No dobra, złaź. - Mówiąc to, popchnął moje plecy na znak, bym to zrobił w tej chwili. Stanąłem na nogi jak z wyskoku i szybko doprowadziłem się do porządku. Moja koszulka była w lekkim nieładzie. Odwróciłem jeszcze głowę w stronę kolegi, ale ten wciąż siedział w fotelu. Zmrużyłem oczy i poszedłem do części klasy, którą mieli zajmować uczniowie.
Wynoszenie ławek nie musiało być wcale takie trudne, bo zdawały się być lekkie, więc zdecydowałem o odsunięciu wpierw krzesełek. Wszystkie zaniosłem na sam tył klasy i chwyciłem pierwszy lepszy stolik. Tak jak sądziłem, wcale do najcięższych nie należał. Odwróciłem się i... zobaczyłem, że Yuu dalej siedzi tam, gdzie siedział, podpierając przy tym głowę na dłoni. Spojrzałem na niego z wyrzutem. Dopiero wtedy się otrząsnął i popędził do stolików. Pokręciłem głową z dezaprobatą.
Zatrzymał się ze swoim stolikiem przy drzwiach, zupełnie jak ja.
- I co? Ja mam otworzyć? - zapytałem ironicznie, na co pokiwał głową z szerokim uśmiechem. Westchnąłem, zostawiłem swój stolik i otworzyłem. Poszedł przodem.
<Yuuma?>
- To dlatego ma na imię Ząbek... - wymamrotał, patrząc z oburzeniem na szaro-brązowego gryzonia. Wyglądał na równie przestraszonego co VY2.
Ponownie przebiegłem wzrokiem po pomieszczeniu. Miało łagodny, miętowy kolor, szafki złote zawiasy i królował zadymiony odcień brązu. Było dobrze oświetlone, dość ciepłe, ale nie gorące. Ławki były jednoosobowe o standardowym ustawieniu, co mnie rozczarowało, bo liczyłem na mieszczące weźmy na to trzech uczniów... Pomimo tego wyraźnie odczułem to, że rzeczywiście musieli zatrudnić do zaprojektowania szkoły bardzo dobrego designera.
Gdy zwróciłem głowę w kierunku nowego kolegi, ze zdumieniem zauważyłem, że rozsiadł się w wygodnie wyglądającym w fotelu nauczyciela. Właściwie to na wpół leżał, a dłonie miał splecione na brzuchu.
- Co ty robisz?
- Zawsze chciałem to zrobić - odpowiedział, wzruszając ramionami. Otworzyłem usta, by coś powiedzieć, ale w sumie nie wiedziałem co. Nie dziwiłem mu się.
- Tylko zaraz zejdź, ja też chcę.
Odchylił się nieco na fotelu, wzdychając i zamykając oczy, a następnie oznajmił sennym głosem:
- Możesz zawsze usiąść na mnie.
Uniosłem brwi zaskoczony, ale interpretując to jako kolejną część żartowania, pokiwałem głową z malującym się przesadzonym uznaniem na twarzy.
- Brzmi sensownie. Rozważę tę propozycję.
Uniósł głowę i zamrugał. Zapewne nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
- Spokojnie, nie zrobię tego, bo jeszcze cię rozpłaszczę - Roześmiałem się.
- O co ci chodzi? Przecież się nie boję - prychnął.
- Oj, uważaj, bo jeszcze to zrobię - Pogroziłem mu palcem. Nie wyglądał na poruszonego - Co napiszą w gazecie? Zmarł, bo kumpel na nim usiadł?
- Gadasz, jakbyś ważył ze sto kilo. Skąd u ciebie taka niska samoocena?
No i teraz mnie zamurowało. Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć, więc zbierając myśli zmarszczyłem brwi w konsternacji, przełknąłem ślinę i pokręciłem głową.
- Nie mam niskiej samooceny.
Może kłamałem. Sam nie wiedziałem. Wolałem się nad tym nie zastanawiać, a już na pewno nie teraz.
- A więc siadaj - Poklepał się po udzie. Skrzyżowałem ramiona na piersi.
- Będziesz tego żałować - Po czym szybko do niego podszedłem, zrobiłem zwrot na pięcie i... zrobiłem to, o co się prosił. Rozsiadłem się w podobny sposób co on wcześniej. Yuuma posłużył mi jako oparcie. Poczułem, jak napięły się jego wszystkie mięśnie i wypuścił z płuc powietrze.
- Trochę kościsty... ale może być - skomentowałem, robiąc sobie z jego rąk podłokietniki.
- Ta, ja jestem kościsty, a ty niski - Zaśmiał się nerwowo.
- Nie jestem niski - oburzyłem się - To po prostu ty jesteś olbrzymem.
- Wcale nie. To ty jesteś karłem. - Rozluźniwszy się trochę, parsknął udając obrażonego.
- Więc jak wyjaśnisz to, że jestem wyższy od większości ludzi?
- Nie zadawaj pytań na które nie chcesz znać odpowiedzi.
- Właśnie, że chcę - uparłem się.
- No cóż, życie. Dla mnie zawsze będziesz mały.
Prychnąłem. Jak w takim razie nazywa wszystkich innych? Pokręciłem głową z dezaprobatą, nagle przypomniawszy sobie powód naszego przybycia tutaj.
- Tak w ogóle to mieliśmy nosić stoły.
Yuu ku mojej lekkiej irytacji ułożył się jeszcze wygodniej i splótł ręce z tyłu głowy.
- Mnie tam pasuje tak jak jest.
- A co jeśli pan Arakawa na nas czeka, a my się wydurniamy? - Ułożyłem nogi tak, bym mógł w każdej chwili wstać.
- Maaamy jeszcze czas - oznajmił rozleniwionym głosem - Przecież nie jesteśmy jedynymi, którzy pomagają.
- Widziałeś jeszcze kogoś, kto by miał nosić stoły?
Yuuma po chwili namysłu westchnął ciężko.
- No dobra, złaź. - Mówiąc to, popchnął moje plecy na znak, bym to zrobił w tej chwili. Stanąłem na nogi jak z wyskoku i szybko doprowadziłem się do porządku. Moja koszulka była w lekkim nieładzie. Odwróciłem jeszcze głowę w stronę kolegi, ale ten wciąż siedział w fotelu. Zmrużyłem oczy i poszedłem do części klasy, którą mieli zajmować uczniowie.
Wynoszenie ławek nie musiało być wcale takie trudne, bo zdawały się być lekkie, więc zdecydowałem o odsunięciu wpierw krzesełek. Wszystkie zaniosłem na sam tył klasy i chwyciłem pierwszy lepszy stolik. Tak jak sądziłem, wcale do najcięższych nie należał. Odwróciłem się i... zobaczyłem, że Yuu dalej siedzi tam, gdzie siedział, podpierając przy tym głowę na dłoni. Spojrzałem na niego z wyrzutem. Dopiero wtedy się otrząsnął i popędził do stolików. Pokręciłem głową z dezaprobatą.
Zatrzymał się ze swoim stolikiem przy drzwiach, zupełnie jak ja.
- I co? Ja mam otworzyć? - zapytałem ironicznie, na co pokiwał głową z szerokim uśmiechem. Westchnąłem, zostawiłem swój stolik i otworzyłem. Poszedł przodem.
<Yuuma?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz