Shiwasu (grudzień) 2015 r.
Opowiadanie na event
Po wyjściu na korytarz chciałam od razu wziąć się za przygotowania.
Usiadłam na jednym z pachnących nowością krzeseł naprzeciwko
sekretariatu, założyłam nogę na nogę i sięgnęłam po mój telefon. Po
kilku chwilach na ekranie wyświetlił się napis "KAPELA, TEI <3".
Kiedy pomyślałam o Teion zalała mnie fala wspomnień związanych z moimi
dawnymi przyjaciółmi. Zostawiłam ich bez słowa wyjaśnienia, a potem
wyprowadziłam się do zupełnie innego regionu.
Zaczęłam mieć wątpliwości związane z moim planem. Przecież nikt nie zmusi ich, żeby mi wybaczyli.
Przyłożyłam ucho do słuchawki.
Po kilku sygnałach ktoś odebrał.
- Halo?
Ucieszyłam się słysząc słodki, kobiecy głos.
Z początku zdziwiłam się, bo basistka miała zwyczaj wymawiania imienia
rozmówcy zamiast standardowego "cześć", ale potem przypomniałam sobie,
że przecież po przeprowadzce zmieniłam numer.
- Jak się ma najlepsza gitara na wschodnim wybrzeżu? - rzuciłam beztrosko, jakbyśmy nie widziały się od wczoraj.
Nie bez powodu chciałam najpierw porozmawiać z Teion. Kiedy nasz zespół
się rozpadł, tylko z nią utrzymałam jakikolwiek kontakt. To nie
oznaczało co prawda przyjaźni, a raczej krótkie życzenia na Facebooku z
różnych okazji.
Wiedziałam, zepsucie naszych relacji było moją winą, ale nigdy nie zrobiłam nic, by je naprawić.
- Moment. - Odezwała się do mnie lekko zaskoczona. - Karu, zaczekaj
chwilę. - Powiedziała do dziewczyny, która pewnie teraz jak za dawnych
lat rozwaliła się wygodnie na jej łóżku.
Po chwili usłyszałam odgłos zamykanych drzwi.
- Luka? To ty? - wyszeptała. Chyba naprawdę nie spodziewała się, że kiedyś do niej zadzwonię.
- Tak, ja. - Zawołałam wesoło.
- Miło, że zmartwychwstałaś. Już myślałam, że się nie doczekam - mruknęła, a potem zamilkła.
- Mam do Ciebie sprawę. Do Ciebie i do całej paczki.
Mimo, że nie odpowiedziała, wiedziałam, że wysłucha wszystkiego co mam do powiedzenia.
- U mnie w szkole organizują koncert charytatywny na oficjalne otwarcie.
Od razu pomyślałam, że moglibyśmy na parę dni ten jeden ostatni raz
zjednoczyć się w dawnym składzie. Wiesz, żeby powspominać dawne czasy.
Zaczekałam cierpliwie, aż zastanowi się nad tym, co powiedziałam i odmówi.
- Cała Luka. Nie przeprosi, że olała przyjaciół, a potem będzie chciała, żeby jej pomogli. - oznajmiła z rozbawieniem.
- Oj, no przecież wiesz, że mi przykro! Miałam swoje powody.
- Ta, jasne. Daj sobie spokój z tymi swoimi wyjaśnieniami. - oznajmiła chłodno.
Znowu nastała cisza.
- Mów gdzie i kiedy. - Usłyszałam w jej głosie nutę mówiącą "łaski mi
nie robisz". Mimo to wiedziałam, że już miałam Teion w garści.
- Boże, dziękuję! Prześlę ci wszystko, czego możesz potrzebować SMS'em.
- Tylko nie zajmuj się Shonem i Karu. Negocjacje nigdy nie były twoją
mocną stroną, a reszta jest na Ciebie bardziej cięta niż ja. Sama z nimi
pogadam. - Też zmartwiło ją nastawienie pozostałych. Basistka po prostu
nie potrafiła długo się gniewać.
- Matko, dzięki. Ale czekaj... co z Jokyo?
- Jokyo wyjechał. Jak ty. I zmienił numer. Jak ty. I nie ma z nim
żadnego kontaktu. Jak z Tobą. A, i całkowicie wypiął się na nas. Jak ty.
- Dobra, dobra. Już czaję. Jo wypadł, a ty jeszcze mi nie wybaczyłaś. - Wybroniłam się, by nie doprowadzić do naszej kłótni.
- Nie. Teraz jestem wściekła na Jo, nie na Ciebie. Zajmę się pozostałą
dwójką, a ty ogarniesz kogoś na pianino. - Gładko zmieniła temat i
wróciła do beztroskiego tonu.
- Robi się, siostro.
Obok mnie wolnym krokiem przeszedł chłopak, który najwyraźniej
przysłuchiwał się naszej rozmowie. Mógł mieć na oko nie więcej niż
siedemnaście lat. Odsunęłam od twarzy telefon.
- Hej! - Krzyknęłam za nim dosyć głośno, chociaż był praktycznie obok mnie.
Odwrócił się lekko speszony.
- Umiesz grać na keyboardzie?
- N-nie. - Wydukał przerażony, jakbym co najmniej pogroziła mu nożem.
Machnęłam ręką ze zrezygnowaniem dając mu znać, że może sobie iść.
Wróciłam do Teion.
- Hej, słyszałam to! To, że masz ogarnąć kogoś, nie oznacza, że masz ogarnąć kogokolwiek!
- Dobrze, dobrze. KOGOŚ znajdę.
- Tylko jeśli znajdziesz chłopaka, niech będzie ładny. - Zaśmiała się głośno.
Nagle usłyszałam czyiś przytłumiony głos w tle.
- Karu mnie woła. Muszę lecieć, pa! - Rzuciła szybko, nie dając mi szansy na pożegnanie się.
Schowałam telefon do kieszeni. Oparłam się o ścianę zamykając oczy.
Miałam nadzieję, że mój pomysł się uda i nasz zespół da radę wcisnąć
między innych wykonawców, żebyśmy mogli mieć swój pożegnalny występ.
Po chwili poszłam do swojego pokoju po kurtkę, by później wyjść na spacer.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz